Burmistrz małego małopolskiego, urokliwego miasteczka zbudował katolicką kaplicę.
Ciekawe, czy obrońcy „neutralności” państwa oburzą się z tego powodu, że burmistrz Ciężkowic wybudował katolicką kaplicę z pieniędzy pochodzących z budżetu gminy. – Skandal – zakrzykną! – Państwo wyznaniowe! – zagrzmią. – Pewno proboszcz kazał – zadrwią zatroskani o los stosunków państwo – Kościół.
Tymczasem, jak mówi sam burmistrz Ciężkowic, kaplica powstała dla ludzi, ma służyć im podczas jednego z najboleśniejszych wydarzeń, jakim jest pogrzeb bliskiej osoby. Tylko czy katolicy są ludźmi w oczach laickiej części społeczeństwa? Czy na ich fantazje religijne trzeba wydawać publiczne pieniądze?
Kiedy myślę o geście burmistrza z małego małopolskiego, urokliwego miasteczka, przypomina mi się fakt, że przecież władza „daje” na tak zwane świątynie dla agnostyków, ateistów, a nieraz zwykłych bezbożników.
Pozwala na masowe otwieranie punktów sprzedaży alkoholu, bo przecież pustkę trzeba czymś wypełnić.
Pozwala na budowę tak zwanych galerii handlowych, gdzie – zwłaszcza w niedzielę – można tak wspaniale spędzić czas z dala od kościelnych wież, dzwonów i podkarpackich „Januszów” uprawiających churching.
Nie tylko pozwala, ale zwalnia na przykład właścicieli wielkich sklepów z podatków. Można powiedzieć, że jeszcze na tym traci.
Ale zatroskani o „właściwe”, czytaj „żadne” relacje państwo – Kościół nie oburzają się, że obcy kapitał napycha sobie kieszenie kosztem państwa, a ludzie zamiast odpoczywać muszą siedzieć przy kasach i patrzeć na biedaków, którzy nie wiedzą, czyim dniem jest niedziela…
Świątynia Opatrzności Bożej była zbyt duża, żeby nie zauważyli jej bałwochwalcy neutralności. Być może wokół kaplicy w Ciężkowicach będzie spokój. Bo jak tu zadzierać ze zmarłymi, dla których także powstała?