Tydzień kultury chrześcijańskiej…

I ani dnia dłużej! Tak mawiał pewien kapłan. Chyba się jednak zagalopował.

Myślę, że był znużony monotonną mozaiką wykładów i patetycznych programów słowno-muzycznych, jaką zwykle proponowali organizatorzy. Jazda na wysokim c w końcu męczy.

Na szczęście tygodniom kultury chrześcijańskiej nie musi grozić upadłość, a Klubom Inteligencji Katolickiej, które zwykle je organizują, smutna rola syndyków masy upadłościowej.

Przykładem jest Mielec, gdzie prezydent miasta (sic!) razem z wszystkimi parafiami (sic!) zaprosili ludzi do udziału w warsztatach, pokazach i koncertach. A jakież to warsztaty? Między innymi pisania ikon, rzeźby, instrumentalne, śpiewu, fotografii, a nawet kulinarne.

Co ma ikona do jedzenia?

Kultura chrześcijańska nie musi być szufladką, do której zmieszczą się tylko pobożne, patetyczne, bogoojczyźniane propozycje. 

Jeśli chrześcijaństwo pojmuje człowieka integralnie, całościowo, to dlaczego podczas Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej czy Festiwalu – jak w Mielcu – nie mówić także o jedzeniu czy kulturze jedzenia? Dlaczego nie dotykać wszystkich zmysłów, żeby dosięgnąć ducha i przemieniać go?

Festiwal w Mielcu jest świetnym przykładem, że tydzień z kulturą chrześcijańską mógłby, i powinien, trwać dłużej niż siedem dni. 
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..