Czy kazaniem można nawrócić człowieka w 10 minut? Pewnie tak. Ważne, żeby chociaż spróbować.
Z czasów, kiedy byłem młodym chłopakiem, pamiętam księdza wikariusza, który zwykł był wchodzić przed Mszą św. do zakrystii z maleńką karteczką, taką 5 na 6 cm, którą trzymał czubkami palców dużego i wskazującego. Pokazywał ją nam (ministrantom i lektorom) podnosząc do góry i oznajmiając: „Chłopaki, dziś kazanie będzie trwać 8 minut”. Słuchaliśmy o czym mówi, ale równie skrupulatnie pilnowaliśmy stoperów w „elektronikach”. Czasem się pomylił. Maksymalnie jednak o pół minuty. Zwykle mniej.
Po paru takich razach już go nie sprawdzaliśmy, tylko podziwiali: zwięzłość, klarowność myśli. Burzył z ambony ów ksiądz nasze utrwalone przekonanie, że dobre kazanie poznać po tym, czy trwa przynajmniej 15 minut. Jako ludzie dorośli dowiedzieliśmy się, że aby powiedzieć dobre kazanie (przemówienie, itp.) w 7 minut trzeba popracować parę godzin, czasem dni. Półgodzinne czy dłuższe kazania mówi się często bez przygotowania. Tyle, że granie a vista w muzyce uznawane jest za owoc świetnego warsztatu i dużego doświadczenia.
Ks. prof. Michał Heller, światowej sławy kosmolog, kiedy tylko jest w Tarnowie, głosi kazania niedzielne w kościele pw. św. Maksymiliana. Trwają 6 do 8 minut. – Sztuka polega na tym, że jak się nie ma nic do powiedzenia, to nie trzeba mówić – mówi ks. Heller pytany o sztukę głoszenia kazań. Sam swoje kazania przygotowuje już kilka dni przed wygłoszeniem. Może właśnie dlatego, że są przygotowane trwają 6-7 minut. A kazanie jest szalenie ważną chwilą, bo obok katechezy jest głównym środkiem słownego przepowiadania Słowa Bożego. W dodatku takim, kiedy kaznodzieja ma przed sobą nie tylko ludzi głęboko wierzących.
Dlatego trzeba docenić kazania. Nie tylko przez fakt ich odpowiedniego przygotowania, ale także przez sam fakt ich głoszenia. Ostatnie zarządzenie biskupa tarnowskiego Andrzeja Jeża obliguje księży w diecezji do tego, aby nigdy nie dyspensowali się od tego zadania, aby nie rezygnowali z głoszenia Słowa Bożego. Podobno tłumaczył ktoś kiedyś kaznodziejom, że jak nie nawrócą świata w 10 minut, to nie zrobią tego w ogóle. Jeszcze ważniejsze wydaje się to, by po prostu podejmować tę próbę.