To było wiele lat temu. W Grybowie. Krótka rozmowa, którą dobrze pamiętam do dziś. Rozmowa, która zmienia kawałek świata.
Minęło od tej chwili dobre 10 lat. Jedna z przychodni w Grybowie regularnie pomagała w cyklicznej akcji krwiodawstwa. Sobota. W holu już spora grupa osób. Jedni się rejestrują, wypełniają dokumenty, inni w sali oddają krew. Wśród oczekujących spotykam młodą kobietę. Jak się okazuje młodą matkę. Rozmowa idzie kanonicznym szlakiem. Który raz? Pierwszy. Skąd jesteś? Z Grybowa. Wreszcie pada sakramentalne „dlaczego”. Dlaczego chcesz oddać, nigdy tego nie robiłaś, nikt z twoich bliskich nie potrzebuje krwi. Dziś sobota. Szkoda czasu, możesz być z dzieckiem, zamiast czekać tu w kolejce. Innymi słowy, niespecjalnie, patrząc pragmatycznie, masz powody, by dziś tu być.
- Chciałam zrobić coś szlachetnego, coś dobrego. Nie jestem bogata. Nie mam pieniędzy, żeby materialnie pomóc drugiemu człowiekowi, choć tak bardzo bym chciała. Czasu też nie mam, bo zajmuję się małym dzieckiem. To co ja mogę dać? Może te niespełna pół litry krwi komuś się przydadzą, może komuś pomogą – słyszę jej słowa i czuję, jak powoli wrastam w posadzkę.
Przypomniały mi się, kiedy zajrzałem na plebanię do Zbylitowskiej Góry, gdzie zlokalizowany był sztab rejonu Tarnów-Zachód akcji „Szlachetna paczka”. Darczyńcy przywożą prezenty. Małe i naprawdę wielkie, jak choćby kilkumetrowy blat do kuchni czy lodówko-zamrażarka. Nikt nie chce się przedstawić. Wyciągnięcie z ofiarodawców samych tylko imion okupione jest niemałym wysiłkiem. Proszą, żeby nie było żadnych ich zdjęć. Chcą być - i to jest dla nich bardzo ważne - całkowicie anonimowi. Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, mówi Pismo Święte.
I jeszcze jedno. To usłyszałem od pani Kasi (dała paręset złotych na paczki dla potrzebujących, na buty i ubranka dla cudzych, nieznanych sobie dzieci), która absolutnie nie zgadza się, że pomaganie zależne jest od stanu konta. Uważa, że posiadanie miliona na koncie nie jest warunkiem sine qua non spieszenia z pomocą. Bo tu nie chodzi o pieniądze, mówi, choć sama je ofiarowała. To czym naprawdę dzielimy się wyciągając rękę do tych, którzy są biedni, niezaradni? Czym?