- Dobro to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli - mówi Justyna Tokarz, liderka rejonu "Szlachetnej paczki".
12 i 13 grudnia odbył się finał „Szlachetnej paczki”. W rejonie tarnowskim jednym z dwóch centrów logistycznych był dom parafialny w Zbylitowskiej Górze.
- Mieliśmy zgłoszonych i zweryfikowanych 55 rodzin, które potrzebują pomocy. Cieszyliśmy się od paru dni, bo we czwartek, przed sobotnio-niedzielnym finałem zgłosili się darczyńcy dla ostatnich dwóch rodzin - mówi Justyna Tokarz, lider rejonu Tarnów-Zachód „Szlachetnej paczki”.
Największa sala domu parafialnego została cała zastawiona paczkami dla potrzebujących. Jedna z rodzin, rekordzistka, otrzymała 27 paczek. Inna 24 paczki.
Wszystkie rodziny dostały od ludzi dobrego serca wszystkie prezenty o które poprosiły. Stąd w domu parafialnym w jednej chwili stało 3 kuchenki gazowe, dwie lodówko-zamrażarki, jeden kaloryfer, a nawet blat kuchenny. Co było w zapakowanych paczkach?
- Różne rzeczy. Najczęściej ubranka dla dzieci, odzież i buty na zimę, trochę słodyczy - mówi Paulina Kocik, wolontariusz. Sama odwiedziła w procesie rekrutacyjnym 8 rodzin, których sytuację i potrzeby zweryfikowała.
- Często ludzie nie chcą mówić o potrzebach. Bywa, że krępuje ich sytuacja, w której mają opowiedzieć o tym, co chcieliby dostać, co jest im potrzebne. Wyciągamy wtedy od nich te informacje. Byłam m.in. u kobiety, która mieszka z córką i jeśli mówiła, że czegoś im potrzeba, to były to rzeczy tylko dla tej córki. Po długiej rozmowie okazało się że i jej przydałaby się kurtka, bo ma jedną, tę samą od 10 lat i jest już mocno zniszczona - opowiada Paulina.
Panie Magda i Dominika koordynowały paczki dla trzech rodzin, które przygotowali rodzice dzieci chodzących do żłobka i przedszkola w Zbylitowskiej Górze. - Nasi rodzice są cudowni. Zakupili wszystko, co było trzeba. Jedna z pań, której powiedzieliśmy, że rodzina potrzebuje kaloryfera od razu chciała jechać, kupić i natychmiast zawieźć kaloryfer tam, gdzie go potrzebują, bo może oni tam marzną - opowiada Dominika. Magda dodaje, że serce się krajało, jak czytało się listę potrzeb. - Pan sobie wyobraża, że czytam prośbę dziecka, które pisze, że mu potrzeba „cokolwiek do ubrania”. Cokolwiek! Nie pisze, że chce żółtą bluzę znanej firmy odzieżowej, tylko pisze: cokolwiek - mówi.
- Pomagam, bo mogę. I nie ma to związku ze stanem konta. To wcale nie jest tak, że na pomaganie innym mogą pozwolić sobie ci, którzy mają milion na koncie. Pomaga nie ten, który ma za dużo, ale ten, który chce pomagać. Całe szczęście, że jest tych ludzi tak dużo - mówi pani Kasia z Mościc, która koordynowała i współfundowała prezenty dla jednej z 55 rodzin z rejonu obdarowanych przed świętami.