Świadectwo pogodnego cierpienia. Można powiedzieć, że Krzysiek Broszkiewicz z Rzezawy jest jak bohater biblijnej księgi. Szczęście, strata, ból i nadzieja – to wszystko może wpisać do swojego życiorysu.
Zaraz po I Komunii św. został ministrantem. – Od tamtej pory nie pamiętam, żebym modlił się „na kościele” podczas Mszy św. – mówi Krzysiek. Później zaczął posługiwać jako lektor, a kiedy padła propozycja śpiewania psalmów, bez wahania się zgodził, choć ze śpiewaniem nie miał zbyt wiele wspólnego. Kolejnym liturgicznym „awansem” chłopaka było ukończenie kursu ceremoniarza. – Zawsze bardzo mnie cieszyło to wszystko, co działo się w naszej parafii. Uwielbiałem przygotowywać jako ceremoniarz wszelkie uroczystości kościelne, liturgiczne. Bo tyle rzeczy trzeba było naraz ogarnąć, żeby liturgia była piękna, porządna. Przed Mszą św. zawsze czułem dreszczyk emocji, pragnienie, żeby wszystko się udało, bo wydarzenie takie ważne. A po Eucharystii radość, spełnienie, satysfakcja i chęć, żeby przeżyć coś takiego jeszcze raz – opowiada chłopak.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.