O św. Janie Pawle II, bł. ks. Jerzym Popiełuszce i bracie, który jako dziecko odprawiał msze siostrom, mówi Ania Mazur z Łużnej.
Ania Mazur z dyplomami Beata Malec-Suwara /Foto Gość Kiedy się umawiałyśmy, mówiłaś, że możesz się spotkać po południu, bo wcześniej piszesz jakiś konkurs. Masz czas jeszcze dla siebie? Co lubisz robić?
Bardzo lubię czytać, i dużo czytam. Wszyscy w domu czytają. Lubię też pograć w piłkę, jeździć na rowerze, słuchać muzyki, choć za komputerem czy telewizorem nie bardzo przepadam. Interesuję się też sylwetkami osób, które reprezentowały rzeczywiście coś sobą, miały ideały. Niekoniecznie osobami świętymi, ale i tymi, którzy przyczynili się dla dobra Polski, tak jak Pilecki czy Inka. Oni stanowią dla mnie wzór, w ogóle dla młodych.
A jak w domu? Zaznaczyłaś duże wsparcie rodziców i rodzeństwa.
Mam pięć sióstr i jednego brata, który jest księdzem michalitą. Jak był mały, to podobno bawił się w kościół, był księdzem, odprawiał Msze siostrom. Moje rodzeństwo w większości już pozakładało swoje rodziny, ale nadal jest bardzo wesoło, zwłaszcza wtedy, kiedy wszyscy zjeżdżają się do domu rodzinnego do Łużnej. Najlepszy kontakt mam chyba z młodszą siostrą, która też chodzi tutaj do szkoły do piątej klasy. Ona jest cztery lata ode mnie młodsza. Starsza studiuje prawo, inna jest pielęgniarką, kolejna pracuje w aptece, następna opiekuje się dziećmi.
Co Ty będziesz robić? Masz już jakieś plany? Skorzystasz z indeksu?
Nie wiem, mam jeszcze trzy lata na decyzję. Owszem, mam plany, ale za wcześnie, by o nich mówić, jeszcze wiele może się zmienić. Wiem na pewno, że będę robiła to, co lubię. Nie będę kierowała się tym, że jakiś zawód jest bardziej opłacalny czy deficytowy. Bardzo chciałabym pracować z ludźmi, ale co to będzie, nie wiem. Myślę o tym.
O Ani Mazur z Łużnej piszemy także w dodatku tarnowskim najnowszego numeru Gościa Niedzielnego.