Ks. Michał Kapturkiewicz, rezydent w Domosławicach, obchodził jubileusz 60-lecia święceń kapłańskich.
Świętował tę piękną rocznicę z tymi, z którymi spędził większość swojego życia - parafianami z Domosławic koło Czchowa. Ks. Kapturkiewicz urodził się w Tymbarku. Święcenia kapłańskie przyjął w 1956 roku, a w 1966 roku przybył do Domosławic, których już nie opuścił. Kilka lat przed przejściem na emeryturę był najdłużej proboszczującym w jednym miejscu kapłanem w diecezji.
Uroczystość odbyła się 2 lipca, w czasie odpustu parafialnego połączonego z rocznicą 220-lecia parafii.
- Kiedy ks. Kapturkiewicz przybył do Domosławic, zaczynał od kościoła, który trzeba było pilnie remontować, zaczynał od plebanii, by mógł w godnych warunkach mieszkać. Ale gdy zrobił to, co wydawało się konieczne, poszedł do ludzi, zapominając o sobie - mówił bp Stanisław Salaterski o jubilacie. Dzięki takiej postawie cieszy się szacunkiem, zaufaniem parafian.
- Moje powołanie narodziło się w młodzieńczym wieku. Gdy wybuchła wojna, mój ojciec był kolejarzem w Samborze. Byłem z nim, kiedy był nalot niemiecki. Biegłem w jego stronę, krzycząc: „Tato, tato!”. Byliby mnie kropnęli, ale polski oficer mnie chwycił za rękę i widział, że mały chłopak taki, schował mnie pod wagon. Tak ocalałem. Jednak potem, idąc do schronu, musiałem iść po ciałach ludzkich. Było ich mnóstwo. To był dla mnie wstrząs wielki. Wróciłem szczęśliwie do domu. Babcia się cały czas modliła o ocalenie rodziny. To ona, kiedy dowiedziała się, co się wydarzyło, mówiła mi: „Tyś powinien iść na księdza”. Poszedłem do gimnazjum do Limanowej, potem do małego seminarium i tak się potoczyło - wspomina ks. Kapturkiewicz.
Przed Mszą św. ks. prał. Michał przyjął życzenia od przedstawicieli wspólnot parafialnych, władz samorządowych.