Krzyż na Giewoncie ma brata w Szczawnicy. Ta sama rodzina, ta sama krew.
Pieniński Oddział Związku Podhalan zorganizował nabożeństwo Drogi Krzyżowej na szczyt Bryjarki w Szczawnicy. Na górze stoi wielki metalowy krzyż. Pierwszy, który tam się pojawił, wykonał w drewnie w 1866 roku miejscowy stolarz Ignacy Zwoliński.
– To była inicjatywa górali związana z powstaniem styczniowym – mówi Janina Grawicz ze Szczawnicy. Niestety, w 1902 roku krzyż spłonął, zapaliwszy się od pioruna. Górale szybko postanowili, że trzeba go odbudować, i powołali komitet. – Choć od tej chwili do wzniesienia krzyża minęło parę lat, to jednak ten moment uważamy za najważniejszy dla sprawy. Setna rocznica wypadła zatem w 2002 roku i od tamtego czasu w każdą rocznicę idziemy Drogą Krzyżową na Bryjarkę – informuje Elżbieta Wiercioch, prezes Pienińskiego Oddziału Związku Podhalan. Górale w Szczawnicy komitet zawiązali w 1902 roku. – Od roku stał już krzyż na Giewoncie, który im się podobał, więc w tej samej firmie Góreckiego zamówili taki do Szczawnicy. Stanął na szczycie dopiero w 1907 roku – mówi Janina Grawicz. Miejscowi mieli dla krzyża ogromny szacunek i dbali o niego. – Był odsłonięty i oświetlony. Zawsze, gdziekolwiek się ruszyć, było go widać. Życie toczyło się jakby pod krzyżem – wspomina ks. Jacek Słowik, szczawniczanin z urodzenia. Bo dla górali w Szczawnicy krzyż na Bryjarce był tym, czym dla górali w Zakopanem ten na Giewoncie. Nie atrakcją turystyczną, pamiątką historyczną, ale znakiem tradycji i wiary. – Jesteśmy dziećmi Boga. Panie, pozwól nam, daj siły, byśmy nie tyko wierzyli w Ciebie, ale wierzyli Tobie, żebyśmy nie tylko na kartach Ewangelii widzieli Boga, ale umieli dostrzegać Go w życiu – modlili się uczestnicy lipcowej Drogi Krzyżowej. Janina Grawicz tłumaczy, że te nabożeństwa mają charakter dziękczynny. – Idziemy podziękować Bogu za życie i za to, że ten krzyż nas chroni. Po pierwsze – jest symbolem naszej wiary w Boga, po drugie – pokazuje nam życiową drogę, którą warto iść, a po trzecie – realnie chroni nas jako piorunochron – tłumaczy pani Janina. Krzyż zbiera bowiem mnóstwo wyładowań atmosferycznych. – Przyjmuje pioruny na siebie, a my jesteśmy chronieni od tego niebezpieczeństwa – dodaje. Chodzą na Bryjarkę także turyści i kuracjusze. Dla tych ostatnich krzyż na górze bywa synonimem zdrowia. – To bierze się stąd, że spod Bryjarki wypływają prawie wszystkie szczawnickie źródła wody mineralnej – tłumaczy Janina Grawicz.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się