25 lat temu o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek zginęli męczeńską śmiercią.
40-minutowa rozmowa między misjonarzami a terrorystami w samochodzie to – jak pisze Nijak – „parodia sądu mająca uprawomocnić przyczyny pojmania”. Padają obelgi i zarzuty. „Jeżeli uważacie, że źle pracowaliśmy, powiedzcie, w czym popełniliśmy błąd?” – pyta ich o. Strzałkowski.
Przestępstwem według terrorystów było głoszenie Biblii, karmienie głodnych, głoszenie pokoju, sprawiedliwości i miłości. W końcu terroryści każą s. Bercie wysiąść z samochodu. Ta się wzbrania, w końcu wypychają ją lufami karabinów. Sami z misjonarzami odjeżdżają. Widząc, jak ta jeszcze biegnie za nimi, dodają gazu, za chwilę się zatrzymują, ale tylko po to, by podpalić drewniany mostek, który przejechali, odcinając jej drogę.
Około godz. 21 zatrzymali się na wysokości Pueblo Viejo, w miejscu, w którym dawniej była kaplica kolonialna poświęcona Chrystusowi Wywyższonemu na Krzyżu, i tutaj zabijają z zimną krwią leżących twarzą do ziemi misjonarzy, a także sołtysa Justino Masa.
Na plecy o. Zbigniewa, który ginie, mając 33 lata, rzucają tekturkę z napisem w języku hiszpańskim: „W ten sposób umierają lizusy imperializmu”. Odręcznie narysowany jest na niej jeszcze sierp i młot, a nieco niżej „Viva…” – trudno odczytać napis, bo litery zamazuje krew o. Zbigniewa.