Pienińscy flisacy dziękowali Bogu za miniony sezon w sanktuarium Matki Bożej w Tuchowie.
Na wspólną modlitwę przybyło ponad 200 osób, flisaków z rodzinami. – To w sumie jest ósma nasza doroczna pielgrzymka odbywana na zakończenie sezonu spływu Dunajcem – mówi Jan Sienkiewicz, prezes Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich, które prowadzi znany na całym świecie spływ tratwami flisackimi górskim odcinkiem tej rzeki. Dlaczego pielgrzymują? – Bo mamy Panu Bogu za co dziękować – dodaje prezes Sienkiewicz.
To był bardzo dobry sezon pod względem liczby turystów. Regularnie pływa ponad 500 flisaków. Łodzi jest około 250. W rekordowych dniach odbyło się 550 spływów dziennie, czyli niektóre łodzie wykonały nawet 3 kursy. To bardzo dużo. Ze spływu skorzystało 336 tys. turystów. – To był rewelacyjny, bardzo dobry dla nas sezon, rekordowy. Do tej pory najlepszy był 2009 rok, kiedy udało się przewieźć 283 tys. turystów. Wzrost jest o 50 tysięcy. To jest niesamowity wynik – informuje Jan Sienkiewicz. W tym roku tylko w ciągu 4 dni łodzie nie wypłynęły na Dunajec. Nie pływa się zawsze w Boże Ciało i w Wielkanoc. W tym roku zaś trafiły się jeszcze dwa dni, kiedy łodzie nie pływały po rzece z powodu wysokiego stanu wody.
Skąd tylu turystów wzięło się w Pieninach i popłynęło Dunajcem? Flisacy mówią, że jest kilka powodów. – Pierwszy to Światowe Dni Młodzieży. Młodzież z całego świata odwiedziła nas na spływie. Drugie to sytuacja geopolityczna. Mniej wyjeżdżamy, więcej wolnego czasu spędzamy w kraju. Trzecie to przedwakacyjna kumulacja wypłat pomocy rządowej rodzinom. Dużo rodzin z dziećmi, mając zastrzyk pieniędzy, skorzystało z atrakcji turystycznych. Wreszcie to nasze ciągłe zabiegi promocyjne, które skłaniają wielu ludzi do skorzystania ze spływu – mówi prezes.
W tym roku ostatni raz łodzie spłynęły Dunajcem 31 października. – Pływamy 7 miesięcy w roku. W pozostały czas staramy się na życie zarabiać w inny sposób. Młodzi często wyjeżdżają za granicę, starsi szukają zajęcia na miejscu. Ale że sezon zimowy jest martwy w budowlance czy rolnictwie, to wielu z nas pozostaje bez konkretnego zajęcia – mówią.
Mimo wszystko chwalą sobie swoją pracę, którą jest prowadzenie spływów. – Pluć w ręce nie trzeba, kurzyć się nie kurzy, więc jest fajnie – dodają. Teraz przerwa.