W kościele sióstr bernardynek w Kończyskach dziękowano za 40 lat adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
- Kiedy patrzymy w Najświętszy Sakrament, to nasze oczy biegną w kierunku zbieżnej perspektywy, wszystkie linie wzroku niejako przecinają się w Jezusie. To symbolizuje fakt, iż przychodzimy ze świata różni, każdy z nas jest inny, ale w tym punkcie Miłości, który dźwiga świat, możemy zanurzyć całe nasze życie - mówił biskup tarnowski Andrzej Jeż podczas Mszy św. dziękczynnej za 40 lat całodziennej nieustannej adoracji Pana Jezusa w kościele sióstr bernardynek w Kończyskach.
Choć trochę powinno być wszędzie
Biskup zauważył, że żyjemy w świecie, w którym coś się z nami stało, oddaliliśmy się od siebie, wydłużyła się droga do nas, staliśmy się nawet wychłodzeni, bo nie ma mocnej więzi z innymi ludźmi, a także z Bogiem. Przekonywał, że Boże Narodzenie, kiedy wokół Chrystusa zaczyna się tworzyć relacja rodzinna, trzeba przenieść na wszystkie pozostałe dni roku, aby zachować normalność.
- Bardzo się cieszę, że są takie miejsca jak to, kiedy cały czas jest adorowany Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie. Mam nadzieję, że kiedyś w każdej parafii będzie choć trochę adoracji Najświętszego Sakramentu. Tam, gdzie ona się pojawia, ludzie zaczynają się zmieniać na lepsze - zaznaczył bp Jeż, przekonując, że im bardziej aktywne życie prowadzimy, tym więcej potrzeba nam ciszy: - W człowieku są dwa światy, cielesny, ważny, ale obok niego jest świat duszy, o który też musimy zadbać, zająć się nim.
Dziękował Bogu za to, że mamy to Źródło w tym miejscu i możemy czerpać z Niego ustawicznie. Życzył, aby w twarzy drugiego człowieka dostrzegać samego Chrystusa, On żyje w każdym z nas. -Wtedy będziecie się cieszyć drugim i wzrastać. Pod postacią eucharystycznego Chleba jest wielka miłość - mówił.
Całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu w kościele ss. bernardynek w Kończyskach rozpoczyna się po Mszy św. porannej, a kończy po nabożeństwie wieczornym Beata Malec-Suwara /Foto Gość Łaski i grafik
- Kiedy przed 40 laty rozpoczęła się w tym kościele adoracja Najświętszego Sakramentu uczestniczyły w niej tylko siostry, a kościół był zamknięty dla wiernych, mogli się tylko pomodlić poza drzwiami wewnętrznymi. Dzięki Bogu od kilku lat kościół jest otwarty przez cały dzień dla wszystkich wiernych, którzy o każdej porze dnia mogą wstąpić na modlitwę uwielbienia Boga - mówił o. Bonawentura Nosek OFM, rektor kościoła NSPJ w Kończyskach.
Dzięki temu jest spora liczba wiernych, którzy wraz z siostrami trwają na adoracji Najświętszego Sakramentu. - A jakich łask my tu doświadczamy! To nie że cuda się zdarzały dawno temu, ale dzieją się i dzisiaj - mówi pani Aldona, której zięć dzięki modlitwie został cudownie uzdrowiony z nowotworu.
To właśnie od tego momentu cała rodzina, dalsza i bliższa, ale nie tylko, bo wśród nich są znajomi z różnych wspólnot czy ludzie, którzy chcą się po prostu modlić, zaczęli adorować Najświętszy Sakrament według grafiku. - Moja siostra ustala dyżury dla nas na każdy czwartek. Potem dołączyliśmy do sztafet modlitwy organizowanych przez siostry kilka razy w roku i tak trwamy, a łaski przez to płyną - mówi Monika, żona cudownie uzdrowionego Andrzeja.
Wszyscy zgodnie przekonują, że wystarczy Boga chwalić, a On sam o wszystko zadba. Przez uwielbienie można więcej wyprosić. - We wszystkim widać ten palec Boży, który prowadzi, kieruje, układa jak puzzle - mówi pani Zofia, a pani Małgorzata dodaje, że nawet Pan Bóg zadbał o to, żeby cieplutko było: - Siostry tutaj dogrzewają i warunki są komfortowe nawet dla osób wygodnych.
Siła wspólnotowej modlitwy
Siostry bernardynki od czterdziestu lat nieprzerwanie adorują Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie z chóru. Wystawienie rozpoczyna się po porannej Mszy św., a kończy po wieczornym nabożeństwie. Kilka razy w roku odbywa się też całodobowa adoracja.
Siostry adorują Najświętszy Sakrament z chóru Beata Malec-Suwara /Foto Gość - Adoracja jest dla nas jest ogromnym źródłem umocnienia na codzienność. Jest dla nas zaproszeniem do powierzenia Panu Jezusowi wszystkich radości, trosk, smutków, kłopotów - mówi matka Weronika Węgrzyn, przełożona klasztoru sióstr bernardynek w Kończyskach. Siostry nie modlą się tylko w swoim imieniu, ale także swoich rodzin, przyjaciół, dobroczyńców, wszystkich, którzy je o to proszą.
Matka Weronika Węgrzyn, przełożona klasztoru ss. bernardynek w Kończyskach Beata Malec-Suwara /Foto Gość - Otrzymujemy dużo próśb o modlitwę, przez modlitewne SOS, maile, pocztę tradycyjną, telefony. Podczas adoracji jest czas, żeby powierzyć Panu Jezusowi wszystkie te intencje. Co prawda, także modlimy się w tych sprawach wspólnotowo - wyjaśnia matka Weronika, przekonując, że siła jest we wspólnej modlitwie. - My nie jesteśmy ani święte, ani nadzwyczajne, te wysłuchane sprawy są świadectwem mocy wspólnotowej modlitwy - dodaje.
Siostry cieszą się, że w adorację włączyli się świeccy z Kończysk i okolicznych miejscowości. - Były takie noce, że w jednej godzinie, na przykład między 2.00 a 3.00, było od 10 do 12 osób. To świadectwo, że ludzie potrzebują ciszy i głodni są spotkania z Panem Jezusem - dodaje matka Weronika.