Parafialny oddział Akcji Katolickiej w Szczawnicy uhonorował Annę Węglarz i Helenę Salamon.
Co roku parafialny oddział Akcji Katolickiej w Szczawnicy wyróżnia osoby, które na co dzień dają przykład wierności wartościom chrześcijańskim i aktywnie włączają się w życie swojej parafii.
W tym roku dyplom uznania odebrały dwie osoby: doktor Anna Węglarz i Helena Salamon.
Anna Węglarz, choć jest rodowitą szczawniczanką, od lat mieszka i pracuje w Zakopanem. Przed piętnastoma laty, w styczniu 2002 roku, z jej inicjatywy powstało Hospicjum Jezusa Miłosiernego w Zakopanem.
Jest to stowarzyszenie zrzeszające głównie wolontariuszy. Służą oni ludziom dobiegającym kresu życia, zwłaszcza cierpiącym na chorobę nowotworową.
Stowarzyszenie, którego pani Anna jest prezesem, udziela chorym opieki medycznej, psychologicznej, społecznej i duchowej.
Jak dotąd, mimo usilnych starań, nie udało się stworzyć hospicjum stacjonarnego, funkcjonuje ono jako hospicjum domowe. Działając w zespołach, chorym i ich rodzinom bezpłatnie pomagają lekarz, pielęgniarka, kapłan, psycholog, rehabilitant, pracownik socjalny i wolontariusz.
Stowarzyszeniu przyświecają piękne cele. W pierwszej kolejności chodzi o zapobieganie bólowi i innym przykrym objawom choroby. Ważną sprawą jest też troska o uczynienie godnym ostatniego okresu życia chorego. Ponadto wspomaganie rodziny i jej wysiłku towarzyszenia swoim bliskim w końcowym okresie życia, a nawet wspieranie rodzin jeszcze później, po śmierci ich bliskich.
W każdy ostatni czwartek miesiąca w zakopiańskim kościele Matki Bożej Częstochowskiej, tzw. starym kościółku, sprawowana jest Msza św. m.in. w intencji rodzin, które straciły swoich bliskich.
Mimo licznych zajęć pani Anna znalazła czas dla szczawniczan, by podzielić się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem.
Zaproszona przez Parafialny Oddział Akcji Katolickiej dwukrotnie prowadziła w swoim rodzinnym mieście kurs z cyklu „Jak opiekować się chorym w domu?”. Wkrótce poprowadzi trzeci. Być może przyczyni się to do powstania hospicjum domowego.
Drugi list gratulacyjny trafił do rąk Heleny Salamon. Rozpoczyna się on mottem - złotą myślą Alberta Einsteina: „Życie proste i skromne dobrze służy każdemu, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym”.
Prostota i skromność - to właśnie przymioty, niejako znaki rozpoznawcze pani Heleny. Do tego dochodzi jeszcze pobożność i pogoda ducha. Takimi wartościami kierowała się pani Helena, wychowując troje swoich dzieci.
Syn Grzegorz prawie 17 lat temu został kapłanem. Wielka to radość dla mamy. Tym większa, że we wczesnym dzieciństwie otarł się o śmierć.
Miał 19 miesięcy, gdy przeszedł rozlane zapalenie wyrostka robaczkowego. Zabiegiem ratującym mu życie miała być transfuzja krwi. Mama, z powodu chorób związanych z układem krążenia, nie mogła zakwalifikować się na dawcę.
Tata bezzwłocznie ruszył w drogę do nowotarskiego szpitala, by ratować synka, ale autobus jadący po oblodzonej szosie, wylądował w rowie.
A czas naglił! Nie było już innego ratunku dla dziecka jak gorąca modlitwa mamy do Pana Boga, powierzenie go opiece Matki Bożej i łzy na szpitalnym korytarzu.
Pomoc została wymodlona! Cierpienie matki tak wzruszyło młodego lekarza zajmującego się jej dzieckiem, że sam oddał dla niego krew. Po latach pan doktor był honorowym gościem na prymicjach księdza Grzegorza.
A pani Helena jeszcze nie raz swojego syna - najpierw kleryka, a później kapłana - wspierała swoją modlitwą. Zresztą nie tylko jego, również swoje córki i całą rodzinę.
Trudno się dziwić, że do dziś pani Helena ma czułe serce dla cierpiących. Właśnie w jej domu odbywają się przedświąteczne Msze św. dla chorych.
W czasie noworocznego spotkania AK wspólnie śpiewano kolędy i pastorałki. Pani Anna przygotowała dla wszystkich niespodziankę. Częstowała cukierkami, do których dołączone były zrolowane karteczki z wypisaną na nich myślą Brata Alberta - patrona obecnego roku.
Dla siebie wylosowała taką maksymę: „Nisko siadać, mało jadać, dużo robić, mało gadać”. Godna to polecenia recepta na życie.