Grupa sądeczan przemierza miesięcznie setki kilometrów, by zebrać pamiątki i zachować pamięć o śp. ks. Władysławie Gurgaczu TJ.
- Nazywamy ich Żołnierzami Wyklętymi, a oni nie godzili się na zło i oddali życie za naszą wolność, winni jesteśmy im pamięć i modlitwę - uważa Jerzy Basiaga z Fundacji "Osądź mnie Boże..." z Nowego Sącza. On i kilku jeszcze sądeczan zachowanie pamięci o bestialsko zamordowanym kapelanie wyklętych uczyniło jednym z ważniejszych spraw swojego życia.
- Modlimy się o beatyfikację ks. Władysława Gurgacza, zbieramy wszelkie informacje z nim związane i pamiątki. Zależy nam na zachowaniu pamięci i szerzeniu jego kultu - mówi Basiaga, ciesząc się z jednej z ostatnio podjętych inicjatyw, a więc comiesięcznych Mszy św. w intencji Gurgacza. Odbywają się one od grudnia każdego trzynastego dnia miesiąca w kościele sióstr sercanek przy ul. Gancarskiej w Krakowie. Zainicjowała je jedna z sióstr sercanek wspólnie z prezeską Instytutu Świętej Jadwigi Królowej Polski w Krakowie.
- Msze będą odbywać się co miesiąc. Wyjątkowo w kwietniu zostanie ona odprawiona dwunastego ze względu na to, że trzynastego wypada w Wielki Czwartek - wyjaśnia Basiaga. Uczestniczy w nich także grupa sądeczan.
Ks. Władysław Gurgacz TJ "SEM" (na tablicy w prawym górnym rogu) był uczestnikiem podziemia antykomunistycznego po II wojnie światowej, kapelanem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Niedawno Jerzy Basiaga przeprowadził wywiad z 89-letnią Stefanią Boczar z Jabłonicy Polskiej, świadkiem procesu niezłomnego kapelana PPAN. Podarowała mu zniszczony już stolik, przy którym ks. W. Gurgacz odprawił ostatnią Mszę św. w swoim życiu. - Niedługo się nim nacieszyliśmy. Zabrano go nam, ale to sprawa wyższa - mówi Basiaga, wyjaśniając, iż stanie się jednym z elementów wyposażenia powstającego w Warszawie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.
- Stolika żal, ale cieszę się, że znają ks. Gurgacza także w Warszawie i w muzeum zostanie o nim zachowana pamięć - mówi prezes fundacji "Osądź mnie, Boże".
Kilka miesięcy temu zwrócił się do naszej redakcji z prośbą o pomoc w ustaleniu pewnego faktu, jaki go poruszył. Otóż, w filmie "Ewa chce spać" w reż. Tadeusza Chmielewskiego w pewnym momencie pojawia się kadr z ul. ks. W. Gurgacza. Trudno mu było uwierzyć, że w filmie z 1957 roku może pojawić się ulica nazwana imieniem kapelana wyklętego, aresztowanego przez UB i skazanego na karę śmierci wykonaną strzałem w tył głowy w 1949 roku. Takiej ulicy w tym czasie nigdzie być nie mogło. Przypadek? - Ja w niego nie wierzę - mówił.
Próbowaliśmy się skontaktować z reżyserem Tadeuszem Chmielewskim na dwa miesiące przed jego śmiercią. Nie zgodził się na rozmowę, powiedział, że czuje się "podle", twierdząc przy tym, że to jednak przypadek. Tylko czy na pewno?