Józef Kachniarz z Mszalnicy ofiarował swojej córce to, co najcenniejsze.
Józef Kachniarz z Mszalnicy k. Nowego Sącza (par. Mystków) urodził się w 1907 roku. Był znanym w swojej miejscowości społecznikiem.
– A zarazem człowiekiem głęboko religijnym, życzliwym, dobrym – dodaje ks. proboszcz Józef Głowa.
Józef ożenił się z Anną, a listopadzie 1941 r. przyszła na świat ich córka Stanisława. W tym czasie Józef działał już w konspiracji. Ktoś doniósł na niego i Niemcy postanowili go aresztować.
Anna Kachniarz tak wspomina to wydarzenie: „Był rok 1943, styczeń. Przyjechała do nas policja (tak zwana granatowa) z Grybowa po mojego męża Józefa Kachniarza, aby go aresztować za działalność polityczną. Męża nie było w domu, wiec zabrali mnie jako zakładniczkę. W domu pozostawiłam roczne dziecko, córkę Stanisławę. Cała roztrzęsiona i zapłakana prosiłam, żeby mnie zostawili i nie brali, lecz nie pomogły żadne prośby ni błagania, trzeba było szybko się ubierać i pojechać. Noc, mróz, 25 stopni, siadłam na furmankę, a policjanci obok mnie z karabinami, jakby wieźli największego bandytę. Gdy przyjechaliśmy do Grybowa, jeden z policjantów popchnął mnie do celi więziennej z taką siłą, że upadłam na twarz. Na drugi dzień, godzina 11, przyjechał mąż do więzienia, aby mnie zwolnić. Zabrali go do Tarnowa, potem do Oświęcimia, i nie mieliśmy żadnej wiadomości o nim. Dopiero 16 marca 1943 roku dostałam wezwanie na Gestapo, gdzie otrzymałam wiadomość, że mąż nie żyje. Potem przysłali metrykę jego śmierci”.
Anna zmarła już po wojnie. W Mszalnicy żyje córka pana Józefa, Stanisława.
– Decyzja ojca, żeby zgłosić się do więzienia, choć wszyscy go namawiali, żeby tego nie robił, nawet księża, wypływała z jego konsekwencji, wierności zasadom, miłości. To nie było impulsywne działania – uważa pani Stanisława.
Więcej o Józefie Kachniarzu i jego ofierze złożonej za życie żony i córki w najbliższym, 16. numerze „Gościa Tarnowskiego”.