Udało nam się oddzielić śmierć od życia

O życiu w drodze do nieba z patrologiem ks. prof. dr. hab. Antonim Żurkiem rozmawia Grzegorz Brożek

Grzegorz Brożek: Śmierć przychodzi dziś do człowieka nieproszona, bywa zaskoczeniem, a przecież to jedyna pewna sprawa w życiu. Zawsze tak było?

Ks. Antoni Żurek: Śmierć kiedyś była traktowana jako nieodzowna. Oczywiście, że to było trudne doświadczenie, ale ze śmiercią byli ludzie obyci, bo śmierci było dużo i ludzie nie umierali – jak dziś najczęściej - w szpitalach, ale w domach, w obecności bliskich. Dla pogan śmierć była wydarzeniem tragicznym, bo kończącym wszystko. Chrześcijanie pierwszych wieków zaś żyją i umierają ze świadomością nieba. To jest pewien fenomen wczesnochrześcijański, że dla ówczesnych życie jest tylko oczekiwaniem na wieczność. Niczym więcej. Dlatego chrześcijanie pierwszych wieków nie boją śmierci. Poganie podziwiali chrześcijan i ich etykę, ale mówili, że to są głupi ludzie, bo się nie boją śmierci.

Nikt się nie bał?

Nie oznacza to, że żaden chrześcijanin nie bał się śmierci. Mamy takie wydarzenie w Kartaginie. Wybucha zaraza. Wszyscy uciekają, a w mieście zostają tylko zarażeni. Uciekać chcą także chrześcijanie. Biskup Cyprian mówi do nich: wy też macie zostać, bo przecież żyjemy nadzieją życia wiecznego. Nawet jak się zarazisz, to będziesz szybciej w niebie. Masz zatem zostać i pomagać tym zarażonym. I to działało. Jasne, że nie u wszystkich. Ale śmierć nie była śmierć traktowana jako coś ostatecznego, ale jako rozłąka, rozstanie, coś chwilowego. Liczyło się niebo. Był taki proces Justyna. Sędzia pyta go: czy ty wierzysz w to, że jak ci głowę utnę to ty będziesz dalej żył? A on na to odpowiada: to jest oczywistość. Inna scena i dialog. Przychodzi urzędnik cesarski, w celu podpisania ariańskiego wyznania wiary. Słyszy od indagowanego chrześcijanina, że ten nie podpisze. To karzę cię śmiercią ukarać. - Jak mnie skarzesz na śmierć to będę szybciej z Chrystusem. A niewiele potrzebujesz wysiłku w to włożyć, bo jestem lichej postury, więc cię nawet nie będzie wiele kosztowało zabicie mnie – słyszy.

Z czego brała się taka postawa?

Z głębokiej wiary i była owocem głębokiej formacji. Wiara zaś wpływała na styl życia chrześcijan pierwszych wieków. Wspomniałem, że byli podziwiani. Umierali tak, jak żyli, a żyli radykalnie. Do IV wieku chrześcijanie nie aspirowali na przykład w życiu do żadnych urzędów i godności. Nie zabiegali o nie, bo to się po prostu nie opłacało, bo było w ich mniemaniu czymś chwilowym, czym nie warto zawracać sobie głowy. Łatwo rezygnowali z jakichś wygód czy komfortu, bo przecież jesteśmy tu na ziemi na chwilę. Oni tak wierzyli i tak żyli. Na przykład brak przywiązania do dóbr materialnych dawał im dużą łatwość jałmużny, dzielenia się. Inna rzecz że chrześcijanie byli raczej niezamożni, biedni. Chrześcijanin jako dorosły przyjmował chrzest, nie miał wiele więc nie rezygnował z tego powodu z wielu rzeczy, ale też nie aspirował. Żył i czekał na spotkanie z Jezusem. Śmierć nie była wydarzeniem tragicznym.

Pogrzeb?

Przez długi czas chrześcijanie nie mają jakichś obrzędów pogrzebowych. Owszem groby są. Poza miastami. Chrześcijanie spotykają się na grobach, ale męczenników, żeby wspominać ich męczeństwo, cieszyć się z powodu ich przejścia do nieba. Pogrzeb jest trochę radosnym wydarzeniem, bo chrześcijanie urządzają z tej okazji coś w rodzaju stypy, przyjęcia, kiedy biedni przychodzą, a chrześcijanie dają im wtedy datki. Pod koniec IV wieku zaczynają sprawiać Msze św. z okazji pogrzebu. Pojawiają się konsolacje, czyli pocieszenia tych, co zostali przy życiu, ale znów mają one wydźwięk radosny, żeby cieszyć się z tego, że zmarły jest w niebie.

Dziś śmierć jest często czymś rozdzierającym i zaskakującym. Dlaczego tak trudno znaleźć nam perspektywę pierwszych chrześcijan? Czy mamy silne więzi międzyludzkie? Czy nasza wiara w niebo jest za słaba? Czy może styl naszego życia jest wątpliwy i daje słabą nadzieję na życie wieczne?

Papież Benedykt XVI zwracał uwagę, że współcześni chrześcijanie zagubili perspektywę eschatologiczną. Udało się nam oddzielić śmierć od życia. Zrobiliśmy tak, że życie się toczy, a śmierć jest gdzieś z tyłu sceny, niewidoczna. Przychodzi dziś najczęściej niespodziewanie. Zaskakuje. W czasach mojego dzieciństwa kiedy umierał np. 60-latek to uważano, że zmarł osiągając słuszny czy przyzwoity wiek. To nie było mało. Dziś żyjemy zwykle dłużej. Młodzi patrzą na seniorów i myślą, że mają mnóstwo czasu. Teraz jest czas na Zycie, a o śmierci przyjdzie pomyśleć kiedy indziej. Tymczasem ona przychodzi niespodziewanie. Kiedyś przychodziła tak samo, ale chrześcijanie byli na to gotowi, byli z nią oswojeni. Dziś często niestety wielu ona zaskakuje.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..