Panie, naucz mnie kochać moje dziecko

Modliła się tak przez całą ciążę, choć zastanawiała się, po co o to prosić. Przecież to naturalne. Sens tej modlitwy zrozumiała po urodzeniu Mai.

Dziewczynka urodziła się miesiąc przed czasem. Kiedy była jeszcze w brzuszku u mamy, rodzice planowali jej przyszłość, że zapiszą ją na angielski i lekcje gry na instrumencie. Zastanawiali się, do kogo będzie podobna.

- Codziennie modliłam się tylko o to, żeby nie miała Zespołu. Miałam wyobrażenie, że to najgorsze, co może dziecko spotkać, że są nieszczęśliwe i przez wszystkich wyśmiewane - wspomina Olga Potwora, mama 15-miesięcznej Mai. - Kiedy byłam w ciąży, babcia podarowała mi modlitewnik z modlitwą dla kobiet w stanie błogosławionym. Cały czas ją odmawiałam, choć za każdym razem, czytając zdanie: "Panie Boże, naucz mnie prawdziwie kochać moje dziecko", zastanawiałam się, po co o to prosić. Przecież to chyba jasne, że będzie się swoje dziecko kochać - dodaje.

Podczas jednej z wizyt zapytała lekarza o badania prenatalne, ale on ją uspokoił, że nie ma powodu, by je robić, bo przecież są młodzi i ciąża przebiega prawidłowo. - Nie nalegaliśmy, bo i tak nic by to nie zmieniło - mówi Olga.

O tym, że Maja ma Zespół Downa dowiedziała się dopiero na trzeci dzień po jej urodzeniu. - Do szpitala przyszła moja mama i ciocia, która jest pediatrą, był też mój mąż. Zaczęłam mówić, że Maja ma skośne oczka i że to pewnie minie. Wtedy moja mama powiedziała, że to nie minie, że Maja ma Zespół, że zostaliśmy przez Boga wybrani i że to znak. Pan Bóg był zawsze bardzo ważny w naszym życiu, ale tego było za wiele, przyszło zwątpienie, buntowałam się i byłam wściekła - wspomina Olga.

Rozumiała, że to ta sama Majusia, którą jeszcze przed chwilą kochali, że niczemu nie jest winna, ale nie było łatwo zaakceptować tę sytuację.

- Najgorsza była noc w szpitalu, kiedy pielęgniarka zabrała Maję, żebym się porządnie wyspała. Wypłakałam wtedy chyba wszystkie złości w poduszkę. Obok za szybą leżały dzieci, które się wówczas urodziły, wszystkie zdrowe, nie rozumiałam, dlaczego akurat mnie przytrafiło się chore - wspomina.

Wyrzuciła jedyne różowe buciki, jakie kupiła przed urodzeniem dziewczynki, by pożegnać się ze swoim wyobrażeniem Mai. Momenty zwątpienia i pytań przychodziły jeszcze nieraz, teraz jednak nie wyobrażają sobie życia bez niej.

- Pan Bóg wiedział, co robi, że nam ją dał. Zaczęliśmy doceniać drobne rzeczy w życiu. Moment, kiedy Maja wzięła w rękę grzechotkę i zaczęła nią potrząsać, był sukcesem, o którym wszystkim opowiadaliśmy. To było w kwietniu, miała 7 miesięcy. Podobnie siadanie, raczkowanie czy pierwsze kroczki. Te zwyczajne dla zdrowego dziecka postępy dla nas były jak kamienie milowe. Poza tym widać, że jest szczęśliwa, a my przy niej. Bardzo dużo też potrafi. Bawi z innymi dziećmi, jest ciekawa świata, zaangażowana w zajęcia, na które chodzimy, potrafi siedzieć i skupiona słuchać bajek, dużo rozumie - wylicza Olga.

O przyjęciu Mai i o tym, jak daje wiele powodów do dumy swoim rodzicom, Olga podzieliła się podczas jednego ze "Spotkań między niewiastami", które odbywają się w każdą trzecią środę miesiąca w Koszycach Wielkich. Ich organizatorem jest Ruch Światło-Życie.

Spotkania łączą trzy pokolenia pań. Każde rozpoczyna się Mszą św. z kazaniem specjalnie "dla" kobiet i "o" nich, potem jest świadectwo niezwykłej kobiety, adoracja Najświętszego Sakramentu, a na koniec - spotkania biblijne w małych grupach dla chętnych. Najbliższe odbędzie się w środę 17 stycznia.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..