Chłopiec jeździ na rowerze jak szalony, ale nie chodzi. Modlić się trzeba o cud uzdrowienia, ale też siłę dla pełnych poświęcenia rodziców.
Wojtuś Sobierski ma 7 lat, nie chodzi i niewiele słyszy. Mieszka w Szczawnicy z rodzicami – Agnieszką i Marcinem, siostrą – księżniczką Łucją oraz babcią Anią. To właśnie dzięki nim, mimo ciężkiej choroby, jest zawsze uśmiechnięty, niezwykle mądry i rezolutny.
Tata, inżynier, zrezygnował z pracy, by się synem opiekować i z ogromną determinacją codziennie próbuje chłopca stawiać na nogi. Wojtuś dzielnie ćwiczy z nim po kilka godzin dziennie. Kiedy odpoczywa, tata masuje mu mięśnie i stawy, żeby się nie zastały.
Mama, polonistka, dla Wojtusia skończyła jeszcze logopedię, by móc nauczyć go mówić. Kiedy miał 5 lat, zapisała się na kurs języka migowego, ukończyła trzy stopnie, żeby się z synem dogadać.
Babcia Ania, nauczycielka nauczania początkowego, poszła na surdopedagogikę, żeby zrozumieć świat niesłyszącego wnuka. Z kolei dzięki 4-letniej Łucji Wojtuś zdobywa świat, a on w zamian wozi ją latem na rowerze. Tak! Wojtek bowiem, choć nie chodzi, na rowerze jeździ jak szalony.
W trudnej drodze zdobywania samodzielności Wojtusia wspomaga rodzina, przyjaciele, znajomi i chyba wszyscy mieszkańcy Szczawnicy. Z całym kurortem uzbierali tam dla niego pewnie ze 4 tys. kilogramów nakrętek. Dla chłopca organizowano już mecze piłkarskie, biegi, spływ na deskach surfingowych po Popradzie – tzw. padlowanie, czy wyjście na Sokolicę.
Całą machiną pomocy dla Wojtka zarządza mama, kiedyś kandydatka na Miss Ziemi Nowotarskiej, dziś także z figurą modelki, ale bynajmniej nie z dbałości o siebie. Do tego dochodzi determinacja taty, który przed oczyma ma obraz spotkanego na jednym z turnusów 70-letniego ojca, który płakał, że jego syn, kiedy zostanie sam, to sobie nie poradzi.
Pan Marcin "postanowił", że nie umrze, dopóki Wojtka nie nauczy chodzić. Chłopiec raczkuje, podparty stoi, ale nie chodzi. Nadzieja jest nadal. Cuda się przecież zdarzają.
O ten cud postanawia się modlić babcia Ania. Z koleżanką – panią Halinką Mastalską obmyśliły plan szturmowania nieba dla Wojtusia. Pragną, by za Wojtka modliły się całe parafie. – Bo razem wielką mamy moc – przekonuje pani Halinka.
Sama ułożyła krótką modlitwę w intencji chłopca: "Panie Jezu, w swoim ziemskim życiu troszczyłeś się o cierpiących, wiele razy uzdrawiałeś chorych, przywracałeś rodzinom radość. Wierząc w moc modlitwy wspólnotowej, prosimy Cię, okaż swoje miłosierdzie Wojtusiowi. Niech, doświadczony licznymi cierpieniami, otrzyma od Ciebie łaskę samodzielnego poruszania się i samodzielnego życia w przyszłości. Miłosierny Jezu, ufamy Tobie".
Babcia gotowa jest jeździć do każdej parafii, która podejmie się wspólnej modlitwy choćby na zakończenie Mszy o zdrowie dla Wojtka. Chęć wyjazdu zadeklarowały też siostry z ochronki, do której uczęszcza Łucja. Pomoc obiecał szczawnicki proboszcz ks. Tomasz Kudroń. – Zaproponował, by za Wojtusia modlić się też w Szczawnicy, organizując nowennę modlitw o to, by chłopak zrobił pierwszy krok – mówi babcia.
Modlić się trzeba o cud uzdrowienia, ale też siłę i wiarę dla rodziców w to, że Wojtek, choć póki co nie chodzi, poradzi sobie w dorosłym życiu. Szturmujemy niebo. Bezwzględnie. Wszyscy.
O szczytach zdobywanych przez Wojtusia z małą siostrą i determinacji jego rodziców w dążeniu do tego, by słyszał, mówił i chodził, można więcej przeczytać w tarnowskim dodatku do najnowszego wydania "Gościa Niedzielnego" (5/2018).