Przypadki szmalcowników jeszcze wyraźniej uwypuklają bohaterstwo tych Polaków, dzięki którym Żydzi przeżyli wojnę.
Książka prof. Jana Grabowskiego „Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu” pokazuje ludzką niegodziwość, ale uzmysławia również, że mało mówimy o Polakach, którzy ratowali Żydów.
Jednak „polowanie”?
Przed wojną powiat Dąbrowa Tarnowska, o której traktuje książka, zamieszkiwało 60 tys. mieszkańców, z których prawie 5 tysięcy to byli Żydzi. Liczbę tych, którzy uciekali i ukrywali się szacuje się na 10 proc. W przypadku powiatu dąbrowskiego byłoby to ok. 500 Żydów. Jak pisze prof. Dariusz Stola recenzując książkę Grabowskiego ich „przeżycie zależało przede wszystkim od reakcji otoczenia, w tym przypadku od mieszkańców powiatu Dąbrowa Tarnowska Bez ich pomocy szanse przeżycia Żyda były minimalne”. Niemcy i granatowa policja, w której działał „sławny” w południowej Polsce Engelhard Guzdek, „kat Powiśla”, zamordowali 177 Żydów. Sześciu miało zginąć bezpośrednio z rąk Polaków. Prawie 50 przypadków jest nieokreślonych. Równocześnie Grabowski pisze o 277 udokumentowanych, podkreślmy to mocno, przypadkach pomocy udzielonych Żydom przez Polaków. – „Judenjagd” mówi nie tylko o zabijaniu, ale też ukrywaniu Żydów – przypomina Dariusz Stola. A mimo to książka nosi tytuł „Polowanie na Żydów”.
Izaak w katedrze.
Tymczasem akcja ratowania Żydów miała na terenie diecezji tarnowskiej skalę w zasadzie masową. Mało tego, bardzo często to Kościół inspirował i organizował tę pomoc. – Żydzi doznali wiele życzliwości na terenie całej diecezji – zauważa Marianna Pobóg w pracy o bp. Karolu Pękali. Bardzo symboliczny był wypadek położenia niemowlęcia żydowskiego na stopniach ołtarza tarnowskiej katedry. Caritas spieszyła Żydom z pomocą. – Duchowieństwo osobiście, z narażeniem życia ratowało Żydów i ukrywało u zaufanych gospodarzy na wsiach, udzielało im potajemnie chrztu, wciągało do ksiąg parafialnych, aby można było im dać świadectwo, że są katolikami, gdyby się to okazało konieczne – opisuje Marianna Pobóg. Zresztą te wysiłki doceniła także tarnowska gmina żydowska. Po wojnie przedstawiciele kahału przyszli osobiście na ręce ks. Karola Pękali wyrazić wdzięczność za wszelką pomoc w czasie wojny. Pomoc otrzymywali też po wojnie, na co są dokumenty. Wtedy, jak i dziś Kościół pomaga potrzebującym bez względu na narodowość czy wyznanie.
Ganeczek u Świątków
O ile badacze w wielu przypadkach potrafią dokładnie policzyć Żydów wydanych przez Polaków Niemcom, tak nie da się policzyć Polaków pomagających Żydom. Przypadków jest niezliczona liczba. Jan Kuta z Woli Rzędzińskiej jest matematykiem, ale z zamiłowania historykiem, który badał to zagadnienie w lokalnym środowisku. – Znam dobrze co najmniej 3 takie przypadki. Rozmawiałem z ludźmi. Pierwsza z brzegu historia dotyczy Ludwika Świątka. Dom przy samej drodze, z ganeczkiem. Tam na tym ganeczku przechował do końca trójkę młodych Żydów. Były piekielnie skrzypiące schody na górę. Oni wiedzieli, że jak schody skrzypią, a nic o tym nie wiedzą, to trzeba uciekać – opowiada Kuta. Wchodzili za makatkę, na strych, a potem na zewnątrz. – Warunki ci Żydzi mieli tam ciężkie, bardzo ciężkie, ale przetrwali. Wszyscy dookoła wiedzieli, że tam się ukrywają, bo przecież wychodzili rozprostować nogi, a nikt nie pisnął ani słowa – dodaje Kuta. W innym miejscu Woli Rzędzińskiej Jakub Prendota sprowadził i schronił 12 Żydów z Rzeszowa.
Na widocznym ganeczku u Świątków w Woli Rzędzińskiej pod Tarnowem wojnę przeczekała trójka młodych Żydów Grzegorz Brożek /Foto Gość „Porządek” z Rębisiami
W każdej wsi w regionie Żydzi ukrywali się pod dachami swych sąsiadów, Polaków, którzy dla tej sprawy ryzykowali życie swoje i rodzin. Kronikarz parafii Dobrków koło Pilzna przypomina rodziny, które zostały „wystrzelane” za to, że pomagały Żydom. W Jaworzu była to rodzina Kałużów, w Połomiu rodzina Rębisiów. Mord na Rębisiach to szczególne wydarzenie w historii regionu pilzneńskiego. 9 września 1943 roku Niemcy zabili 5 członków rodziny, dwie inne osoby i 12 Żydów. Potem spalili gospodarstwo. – Wcześniej do Rębiśki przyszli granatowi policjanci i mówili, żeby się przyznała, że oni „zrobią porządek”, ale się zaklinała, że Żydów nie ukrywa – wspominała Janina Gałuszka z Jaworza. Ponoć wiedzieli gdzie szukać. J. Szczeklik w historii Pilzna wskazuje na prawdopodobną przyczynę dekonspiracji, którą była bezmyślne zachowanie młodej Żydówki. – Dużo Żydów się ukrywało. Najwięcej w Gębiczynie. Nie pamiętam, żeby ktoś donosił Niemcom – mówiły w 2004 roku Eleonora i Maria Książek z Parkosza, świadkowie tamtych czasów.
Czyje żniwa?
Adam Kazimierz Musiał pochodzący spod Dąbrowy Tarnowskiej historyk mieszkający na Śląsku wydał w 2002 roku w nakładzie ledwie 600 egzemplarzy książkę „Lata w ukryciu”. Opisuje losy ukrywających się Żydów i losy chroniących ich Polaków. W Jodłowej był kahał, do którego należało ponad 300 mieszkańców. 12 sierpnia 1942 roku rolnicy kończyli spóźnione żniwa. Niemcy wywlekli wszystkich Żydów, którzy byli w mieście, utworzono kolumnę. Chorych, kalekich wieźli na dwóch furmankach. Nad wykopanym dołem kazali się rozebrać do naga i strzelali spychając na dół. – Heszko i Lejba nago uciekli i ocaleli. Heszko zawołał Matko Boska Przeczycka ratuj mnie i dał nura w las. Strzelali za nim. Kula nie dosięgła, ocalał, bo ludzie pomogli, wyżywili. Po wojnie złożył wotum do Przeczycy – wspominał wydarzenia jeden z furmanów. W Jodłowej żył długo jeden ze „Sprawiedliwych wśród narodów świata” Kazimierz Świerczek. Jak wspominał byli w miasteczku „szmalcownicy”, którzy z zawiści czy zazdrości nie pomogli czy wydali Żyda. – Po tych „łakomczuchach” nic już nie zostało. Bóg pomścił krzywdę krzywdzonych – wspominał.