Kanonicy. Kim są i co chodzi, że jedni chętnie wyrugowaliby tę tradycję z Kościoła, a inni ją pielęgnowali?
W związku z instalacją nowo powstałej mieleckiej kapituły na profilu facebookowym Gościa Tarnowskiego, pojawiły się pytania, jakie zadania podejmą kanonicy i kto im wszystkim będzie gotował jedzenie. Byli też tacy, którzy pytali, czy jeden z kanoników mieszkających w Tarnowie teraz przeprowadzi się do Mielca. Otóż, nie, spokojnie, nic takiego się nie stanie.
Kanonicy będą mieszkać i robić to, czym dotychczas się zajmowali. Rzeczywiście, gdyby wszyscy, a biskup powołał ich tam blisko 40, mieli przeprowadzić się do Mielca, problem żywienia zbiorowego należałoby jakoś rozwiązać, ale tak nie będzie. Jeść więcej niż dotąd też nie muszą.
Tytuł kanonika nie nakłada dziś na kapłanów jakichś większych dodatkowych obowiązków. Należy go raczej odczytywać w kategoriach nagrody otrzymanej od szefa, mówiąc językiem współczesnych realiów istnienia wszelkiego rodzaju korporacji. Działa też jak nagroda motywacyjna. Każdy z nas lubi być chwalony, doceniony w pracy i pobudza go to do większego działania i poświęcenia. Nieraz bywa też i tak, że wyróżnienie wiejskiego proboszcza tytułem kapelana honorowego jest odbierane przez mieszkańców jego parafii jako docenienie jego pracy i także wyróżnienie dla całej wspólnoty.
Żadnej gratyfikacji z racji zostania kanonikiem księża także nie otrzymują. Wręcz materialnie narażeni są na dodatkowy koszt związany z zakupem odpowiedniego stroju, który im przysługuje.
Ten strój właśnie wydaje się niektórym w całej tej tradycji najmniej dzisiejszy. Są tacy, wśród których wzbudza śmiech, mówią o swego rodzaju "kościelnej rewii mody", ale też należy zauważyć, że kanonicy nie chodzą w pelerynach (rokietach) i biretach z pomponem na co dzień. Tak jak członkowie różnych bractw rycerskich czy kurkowych nie chodzą w swoich kontuszach do pracy. Zakładają go jednak na specjalne okazje, identyfikując się w ten sposób z pewną tradycją i stylem życia, który przenika także ich codzienną działalność i zachowanie.
Strój związany z tradycją ma na celu odznaczenie kanonika na tle innych księży, ma być znakiem duchowego wyróżniania się w wierności i miłości Chrystusowemu Kościołowi oraz służbie Ewangelii i drugiemu człowiekowi.
Niektórzy argumentują, że strój ten, jak i honorowe tytuły to przeżytek, rodzący dystans, przesadną wyniosłość i oderwanie do ludzi. Najlepiej byłoby je zlikwidować i pozbawić możliwości ich nadawania we współczesnym świecie demokratyzacji wszelakiej. Jak mówi stare przysłowie, to nie szata zdobi człowieka i nie ona go zmienia. Wyniosłość i oderwanie od ludzi nie jest przywilejem kanoników przecież i takim też ksiądz się nie staje z tego powodu.
Poza tym sami dziś obserwować możemy, do czego doprowadziła we Francji sytuacja, gdzie duchowni poddali się takiemu nazwijmy to "równościowemu" myśleniu i poza budynkiem kościoła nie noszą sutanny i koloratki, a ci, którzy noszą, nawet przez innych księży są dyskryminowani i postrzegani w kategoriach "dziwaków", choć pewnie i to zacznie się zmieniać. Francuscy katolicy zaczynają cenić sobie tych, którzy nie wstydzą się swojej tożsamości i są znakiem obecności Boga w laickim świecie.
Wracając do kanoników mieleckich, biskup, powołując kolegiatę w Mielcu, odwołał się do istnienia przy tamtejszej parafii św. Mateusza tradycji mansjonariuszy, którzy opiekowali się chorymi, cierpiącymi i potrzebującymi. Wyznaczył w ten sposób zadanie mieleckiej kolegiacie - swego rodzaju jej charytatywny rys. I nie chodzi tu o powielanie działalności Caritas, jak się zdaje, ale przypomnienie wartości chrześcijaństwa, które pochyla się nad cierpiącymi i potrzebującymi. Kanonicy mają już pewne plany, jak ten cel realizować.
Należy więc tylko kanonikom tytułu pogratulować, bo jest on znakiem uznania dla ich gorliwości duszpasterskiej, i cieszyć się, że jest ich wielu.