Kilkaset osób stanęło na starcie Biegu Barana i pobiegło po zdrowie dla Stasia muzykanta.
- To już trzecia edycja Biegu Barana, który się odbywa na terenie Skrudziny, organizowany przez Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Skrudzina wspólnie z fundacją "Na Ratunek". W tym roku postanowiliśmy dedykować ten bieg dla pana Stanisława Stawiarskiego, który jest tu bardzo znany. Jest muzykiem, który grał na wielu weselach. W zeszłym roku sam wspierał bardzo hojnie pana Józefa Szablę, dla którego organizowany był bieg, a w tym roku tak się podziało, że dzisiaj on potrzebuje pomocy, więc postanowiliśmy ten bieg dedykować dla niego - mówi Andrzej Dziedzic, prezes Stowarzyszenia Rozwoju Wsi Skrudzina "Przyjaźń".
Oklaski zawodników Biegu Barana dla pana Stanisława, który stanął dla nich na dwóch nogach, pokazując, że i on walczy Beata Malec-Suwara /Foto Gość Kilkaset osób stanęło na starcie Biegu Barana i pobiegło po zdrowie dla pana Stasia muzykanta. Wszyscy go tu znali lub o nim słyszeli. Razem z bratem założyli orkiestrę weselną i wszyscy w okolicy "Stawiarskich" wiedzą. - Nie tylko dlatego, że grał w zespole, który miał swoją renomę i był bardzo polecany. Pan Stanisław jest dobrym człowiekiem, bardzo otwartym, każdego zagadnął, zawsze miły i uśmiechnięty - mówią Kinga Stawiarska z Gabonia-Wilkówki i Ela Szumacher ze Skrudziny, które znały pana Staszka także z imprez szkolnych.
4 stycznia tego roku ten wulkan energii i okaz zdrowia 50-letni mieszkaniec Skrudziny - Stanisław Stawiarski, mąż i ojciec czwórki dzieci, z zamiłowania muzyk, trafił do sądeckiego szpitala z objawami udaru lewej półkuli mózgu. Cztery godziny później jego stan gwałtownie się pogorszył - nastąpiła zupełna afazja i doszło do porażenia prawostronnego.
Stanisław trafił do Kliniki Neurologii w Krakowie. Tam rozpoczął specjalistyczne leczenie. Diagnoza - zwykle oznaczająca niepełnosprawność - nie byłą łatwa do zaakceptowania: „udar niedokrwienny lewej półkuli mózgu z zakresu unaczynienia tętnicy środkowej mózgu".
Pan Stanisław nie poddał się jednak tak łatwo. Jest niezwykle zdeterminowanym pacjentem i codziennie na oddziale rehabilitacji w Limanowej walczy o powrót do zdrowia. W jednej drużynie walczą razem z nim żona, czwórka dzieci, przyjaciele i pewnie cała Skrudzina...
- Ten bieg to ogromne wsparcie i podniesienie na duchu. Stoczyliśmy najtrudniejszą walkę, teraz jest coraz lepiej. Mąż każdego dnia pokazuje, jak bardzo jest zdeterminowany. Jesteśmy ogromnie wdzięczni za ten gest. Chyba nie miałam świadomości, że ludzie są aż tak wspaniali. Skrudzina jest mała, ale ma wielkie serce - mówi wzruszona pani Gosia, żona pana Stanisława, dla którego odbyła się tegoroczna edycja Biegu Barana.
Razem z nią na starcie był i pan Stasiu. Dla biegaczy stanął na własnych nogach, pokazując, że jest silny i walczy.
Dla Stasia pobiegła też 22-osobowa drużyna z oddziału rehabilitacyjnego z Limanowej Beata Malec-Suwara /Foto Gość Wśród startujących była 22-osobowa drużyna pracowników z oddziału rehabilitacyjnego z Limanowej, gdzie pracuje także pani Gosia i przebywa pan Stanisław. Rehabilitantki, opiekunki, salowe, pielęgniarki założyły specjalne koszulki "Biegniemy dla Stasia" i także wyruszyły w 8-kilometrową trasę.
W Biegu Barana pobiegło w sumie ok. 600 osób we wszystkich konkurencjach, od przedszkolaków, uczniów klas młodszych i starszych, juniorów po dorosłych. Głównie to mieszkańcy okolicznych miejscowości, ale niektórzy przyjechali aż z Krakowa.
Imprezie towarzyszył festyn, w czasie którego zbierano środki na rehabilitację dla pana Stanisława. Członkowie Stowarzyszenia przygotowali masę jadła. Królowały cieszące się ogromnym powodzeniem pierogi ruskie ręcznie lepione przez miejscowe panie (przygotowały ich ok. 3,5 tys. sztuk), pyszne ciasta i baranina, której na Biegu Barana zabraknąć nie mogło.
- Nasz bieg prowadzi przez bacówkę. Mamy jedną w Skrudzinie i stąd też nazwa Bieg Barana - wyjaśnia sołtys pan Mieczysław Szewczyk, który zapoczątkował działalność stowarzyszenia, był pierwszym jego prezesem i wieś jednoczył we wspólnym działaniu.
- Wszystkie produkty członkowie stowarzyszenia przygotowują zupełnie gratisowo, część rzeczy dostarczają sponsorzy. Tu nikt nikogo nie pyta, co z tego będzie miał i ile za to dostanie, tylko dzielimy się zadaniami i je wykonujemy - zauważa pan Andrzej Dziedzic.
- To też jednoczy ludzi stąd, nie tylko nas - członków stowarzyszenia. Także mieszkańcy okolicznych miejscowości, widząc, że w naszej wsi coś się dzieje, włączają się i przybywają tutaj. Poza tym młodzież uczy się szacunku do pracy, do drugiego człowieka i reagowania, kiedy ktoś tej pomocy potrzebuje. To na pewno będzie procentowało - dodają były i obecny prezes Stowarzyszenia.