Chcemy. Tak odpowiadali wszyscy, którzy ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską…
Ks. Artur Ważny, dyrektor wydziału nowej ewangelizacji tarnowskiej kurii zauważa, że na przestrzeni 28 lat swojego kapłaństwa, coraz bardziej widoczna jest erozja wiary w rodzinach. – Na początku kapłaństwa miałem poczucie, że podstawowa ewangelizacja dzieci była dokonana przez rodziców. Moi uczniowie mieli już doświadczenie Boga i Kościoła. Dzieci żyły także w przestrzeni i czasie wypełnionym znakami, symbolami religijnymi, a niedziela była nieodłącznie związana z Eucharystią. Z czasem okazywało się, że w coraz większej liczbie rodzin wiara stała się czymś nieoczywistym lub nieobecnym. Kolejne pokolenia uczniów nie miały już wychowania religijnego w domu, nie było zewangelizowanych przez rodziców, co można było dostrzec w lukach ich wiedzy religijnej, niezrozumieniu tajemnic wiary, brakiem doświadczenia, czym jest Kościół – opowiada kapłan.
Wrócić do rodziców
Wniosek był jeden – Należy najpierw zewangelizować rodziców i pomóc im w ich drodze wiary. Rodziców jako pierwszych katechetów nie da się zastąpić – podkreśla ks. Ważny. Jak im pomóc? Pożądaną rzeczą byłoby, jeśli takie rodziny włączyłyby się w żywe wspólnoty działające w parafii, np. w Domowy Kościół, kręgi rodzin, Szkołę Nowej Ewangelizacji, małe grupy parafialne, w ruch Mężczyzn św. Józefa. – Obserwuję, że ta grupa ma wielką moc wspierania w wierze mężczyzn. Wierzący ojciec będzie świetnym katechetą, a tymczasem ojców zastąpili księża, którzy niejednokrotnie za nich przejęli męską rolę głoszenia dzieciom i młodzieży ewangelii – dodaje dyrektor.
Nie marnować szans
Nie wszyscy włączą się w grupy. Dlatego czasem ewangelizacji rodziców są te momenty w życiu ich rodzin, kiedy dzieci przygotowują się do sakramentów. – Myślę, że te okazje są niewykorzystane, a często zmarnowane np. przez skupienie się tylko na technicznych kwestiach związanych z liturgią, jakie będą kwiaty, dary ofiarne itp. Nadal jednak ta szansa istnieje, ponieważ wówczas tych rodziców „mamy”. A bywa niestety tak, jak w przypadku bierzmowania, że cel został osiągnięty, to znaczy młodzi dobrze przeżyli samo przygotowanie i sakrament, natomiast kiedy zaczęli się angażować w żywe wspólnoty parafialne, wówczas rodzice na siłę wyciągali ich z tych wspólnot, przerażeni, że im ksiądz dziecko na wiarę w Boga przekabacił – mówi kapłan. Rodzice powinni mieć także dobrze przygotowaną katechezę dla dorosłych w parafii.
Trzy rytmy
Najlepszymi katechetami w domu są ci rodzice, którzy są świadkami wiary przez przykład własnego życia. Łatwiej jest powiedzieć dziecku – rób tak, bo ci każę niż – rób tak, bo ja tak robię. To dawanie świadectwa może mieć potrójny rytm. Pierwszy, czyli codzienny, kiedy światłem dla dzieci jest modlitwa rodziców, ich kontakt ze słowem Bożym, wzajemna miłość, umiejętność przebaczania i służenia sobie nawzajem. Drugi rytm wyznacza kalendarz liturgiczny, w którym poczesne miejsce zajmuje niedzielna i świąteczna Eucharystia. – Musimy z niedzieli zrobić święto, w którym pierwsze miejsce zajmuje Eucharystia, ale nie brakuje też energii na odświętne, nieszablonowe przeżywanie czasu wolnego. To może być na przykład pielgrzymka rodziny do jakiegoś pobliskiego sanktuarium, wycieczka rowerowa do ukrytej w lesie kapliczki, spotkanie ze świętym podczas odpustu – świetne okazje do katechezy – podkreśla ks. Artur. Trzeci rytm wyznaczają sytuacje szczególne, którymi są sakramenty święte dzieci, ale też sytuacje kryzysowe jako choroba, śmierć lub radosne jak jubileusze małżeńskie, imieniny, urodziny.
Kiedy dzieci katechizują
Bywa też i tak, że role się odwracają i to rodzice od dzieci odbierają katechezę. – Przyszedł raz do kancelarii ojciec i mówi: „Mój syn idzie do I Komunii i zapytał, dlaczego ja nie chodzę, skoro to jest takie ważne. Zastanowiłem się, dlaczego przestałem przystępować do Komunii, ostatni raz zrobiłem to 9 lat wcześniej, podczas chrztu syna…”. Później zobaczyłem tego ojca, jak przystępuje do sakramentu, a syn promieniał dumą, że pomógł tacie odkryć Jezusa. Czymś strasznym jednak jest to, że zdarzają się rodzice, którzy boją się stanąć po stronie dziecka zafascynowanego Bogiem. I ten lęk powoduje, że gaszą ducha, osłabiają zapał. Są też rodzice, którzy zaszczepiają swoje dzieci przeciwko Jezusowi. Kiedy ono naprawdę spotka prawdziwego Jezusa, budzi się w nim efekt obronny, odrzuca to mocne doświadczenie Boga. A zadaniem rodziców jest doprowadzić dzieci do spotkania z Bogiem, by dzieci rozpoznały swoje powołanie – mówi kapłan.