Nowy numer 13/2024 Archiwum

Za sześć godzin w prawo

Tarnowski misjonarz ks. Kazimierz Skórski o życiu w rytmie rzeki i sile Eucharystii.

Grzegorz Brożek: Podobno chodzi Ksiądz marynarskim krokiem?

Ks. Kazimierz Skórski: Kiedy po paru godzinach pływania barką po Amazonce schodzę na ląd, wchodzę do kaplicy, staję przy ołtarzu, to mam czasem wrażenie, że wszystko się kołysze: ołtarz, ławki. Po godzinie czy dwóch wrażenie to znika, ale to zależy od tego, gdzie się pływa. Mam w parafii dwie zatoki, na których fala jest czasem wysoka, nawet niebezpieczna. Gdy po nich pływam, to potem godzinę się jeszcze kołyszę.

A życie też jest w Bagre rozhuśtane?

Czasem bywa. Jest duża radość, kiedy w wioskach uda się zmontować wspólnotę. Miałem jednak trzy przypadki, że po paru miesiącach ludzie przychodzą i mówią: „nie chcemy już więcej, idziemy do innego kościoła”, którym jest jakaś sekta. Wtedy mam poczucie, jakby fala podtapiała, jakby szło się na dno. Ale są inni, dla których trzeba pracować. Mam 39 wspólnot w mojej parafii, wiele wzdłuż Amazonki, niektóre na rzecznych wyspach. Liczą one przeciętnie po 10 rodzin, choć są większe, nawet 50–60 rodzin. Ludzi w sumie jest dużo, bo rodziny są wielodzietne i każda z nich ma średnio 10–15 członków. Powierzchniowo moja parafia ma teren połowy diecezji tarnowskiej. Jest jedną z mniejszych w regionie.

Amazonka to marzenie niejednego turysty.

Bagre leży około 200 km od ujścia, od Belem, i nie jest rejonem turystycznym. Nie jest to też teren dotknięty przez gospodarkę pozyskiwania surowca, a to znaczy, że jest obszarem biednym. Ludzie żyją z rybołówstwa, zbieractwa, prowadzą handel wymienny. Niektórzy pracują w jakichś podmiotach, które są w Bagre, mieście liczącym jakieś 10 tys. mieszkańców. Jest to teren zalewowy – woda wchodzi i wychodzi. Kiedy ktoś z Polski przyjedzie, pyta, w którą stronę płynie rzeka. Zawsze odpowiadam, że teraz w lewo, ale za 6 godzin będzie płynąć w prawo. Życie ludzi regulują odpływ i przypływ, fazy księżyca. Kiedy przygotowuję odwiedziny wspólnot w wioskach, to planuję z rzeką, w jej rytmie. Odwiedzam wspólnoty raz w roku.

Trochę rzadko?

Jest ich dużo. Poza tym dotarcie do nich jest kłopotliwe, wymaga mnóstwa czasu. Ponadto każda podróż jest bardzo droga. Na wyjazd do najdalszych wiosek, do których płynę 17 godzin – to jest jakieś 160 km – zatankować muszę 450 l oleju napędowego. W ciągu roku zużywam 2 tys. litrów oleju. Brazylia stoi na benzynie, ale litr w przeliczeniu kosztuje 5 zł, a olej napędowy – 3,70 zł. Pływanie jest drogie i mnie na częste korzystanie z tej formy podróżowania nie stać.

A zatem jak tu prowadzić duszpasterstwo?

Pierwszym ośrodkiem jest Bagre, centrum parafii. Mój poprzednik wyjechał stąd w roku 2003. Kiedy odchodził, mówił: „Casemiro, tu się nie da nic zrobić”. Cały tydzień odprawiał Msze św. wieczorem – pies z kulawą noga nie przyszedł. Ja też zacząłem i, rzeczywiście, przez tydzień nikogo. Potem przyszła jedna osoba, druga. Jakoś się rozwinęło. Trzeba wytrwałości i cierpliwości. Mam charakter, który pomaga mi tutaj w pracy. Dziś mamy nowy kościół, dom dla wspólnoty, budujemy ośrodek zdrowia. Dzięki diecezji tarnowskiej mam też barkę, którą pływam do wspólnot po Amazonce. Dużo radości jest z tej pracy, bo ludzie są bardzo otwarci, szukają świętości.

A co z wioskami, do których dociera Ksiądz tak rzadko?

Niedawno dla tych wspólnot, które mają kaplice z oknami i drzwiami – gdzie ludzie blisko mieszkają, są też bardziej uformowani – udało się przygotować nadzwyczajnych szafarzy Najświętszego Sakramentu. W maju 2018 r. miałem w parafii 36 wspólnot i w połowie z nich – szafarzy. W tych kaplicach zamontowaliśmy tabernakula. Ludzie spotykają się w niedzielę na modlitwie, celebracji słowa Bożego, a szafarze rozdają Eucharystię. Niesamowite jest to, że obecność Jezusa w Eucharystii dała skok jakościowy wspólnotom. Ludzie przychodzą się modlić także w ciągu tygodnia, nie tylko w niedzielę. Kiedy Pan Jezus jest w tabernakulum, to ludzie w czwartki przychodzą na adorację, w środy na Nowenny do MB Nieustającej Pomocy, podczas gdy wcześniej tego nie było. To jest ogromna radość.

Kiedy kończy Ksiądz swoją misję?

Czuję się tu jak u siebie. Gdy jestem na urlopie w Polsce, po tygodniu, dwóch zaczynam już myśleć, co tam u moich ludzi, których zostawiłem. Kiedyś pojechałem na tydzień do Belem i zostawiłem 1000 komunikantów. Po kilku dniach dzwonią: „Padre, nie ma już, skończyły się”. Przyjechali inni z interioru, wzięli do kaplic i nie mają Pana Jezusa. Potrzebują księdza. Teraz na szczęście dojeżdżają kolejni księża do pracy: Michał Mikulski i Przemysław Podobiński.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Zapisane na później

Pobieranie listy