W 10. rocznicę śmierci abp. Józefa Życińskiego przypominamy jego związek z tarnowską edycją "Gościa".
W pierwszym numerze tarnowskiego "Gościa", 29 sierpnia 1993 roku ówczesny biskup tarnowski Józef Życiński, zwracając się do Czytelników, napisał: "Korzystanie z dobrej prasy katolickiej stanowi obecnie konieczność. Przed laty zachowywaliśmy krytycyzm wobec prymitywnej propagandy uprawianej za pośrednictwem prasy. W nowych warunkach nierzadko miejsce dawnej propagandy zajęła bezmyślność i pogoń za sensacją przyciągającą czytelników o niewybrednych gustach. Skupienie uwagi wielu czasopism na skandalach i aferach sprawia, że u części czytelników mogą rodzić się obawy, iż współczesny świat został opanowany przez grzech i zło. Nawet w czasopismach, które nie należą do prasy brukowej, osiągnięcia materialne czy sukces polityczny bywają nierzadko przestawiane jako najwyższe wartości. Świat moralności i religii, prawdy i uczciwości bywa wówczas spychany na margines czytelniczych zainteresowań. Kiedy w ten sposób sławi się wartości materialne i nadaje nieproporcjonalny rozgłos krzykliwemu złu, u wielu osób może rodzić się poczucie zagubienia, pesymizm czy obawa, iż cały świat zdąża w kierunku nieuniknionej katastrofy i załamania dotychczasowej kultury".
Przychodził tutaj z ambitnymi planami
Trudno nie uznać tych i dalszych słów biskupa za prorocze. Pokazują, jak w niezwykle wizjonerski sposób potrafił analizować rzeczywistość i próbował przeciwdziałać temu, czego dziś jesteśmy świadkami.
- Często rozmawialiśmy na tematy związane ze stanem wojennym i z odzyskaniem wolności. Wiedzieliśmy, że kiedy komunizm się skończy, przyjdą trudne czasy dla Kościoła. Z dwóch względów to przewidywaliśmy. Po pierwsze, Kościół nie był przygotowany na wolność, bo przystosował się do warunków, w których musiał się bronić, a druga sprawa to konsumpcjonizm. Wiadomo było, że prędzej czy później dobrobyt zawita, a wraz z nim kryzysy religijne. Przyszły biskup Życiński dobrze o tym wiedział i kiedy znalazł się u steru diecezji, odpowiednio zaczął działać, a niewątpliwie przychodził tutaj z ambitnymi planami - zauważa ks. prof. Michał Heller, bliski przyjaciel ks. prof. Józefa Życińskiego, późniejszego biskupa tarnowskiego i metropolity lubelskiego.
Niemal miesiąc po przyjęciu sakry biskupiej i przejęciu obowiązków ordynariusza diecezji tarnowskiej bp Józef Życiński powołał do istnienia Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej "Biblos". Zaraz potem w seminarium otworzył pracownię komputerową, pierwszą taką w Polsce, w której odbywały się regularne zajęcia nie tylko dla kleryków, ale przede wszystkim księży z diecezji. W 24 godziny mogli opanować podstawy edytora tekstów i programu do obsługi kancelarii parafialnej. W 1993 roku podjął ideę powstania dodatku diecezjalnego "Gościa Niedzielnego", a następnie powołał do istnienia diecezjalne radio. W lutym 1997 roku została uruchomiona strona internetowa diecezji tarnowskiej. W tej kwestii za sprawą otwartości bp. Józefa Życińskiego diecezja wyprzedziła nawet Watykan. Tylko o 5 tygodni, ale jednak.
Na 100 procent
Wszystkie te działania pokrywały się z jego wizją Kościoła, którą ks. prof. Michał Heller scharakteryzował dwoma określeniami: wierność źródłom oraz otwartość na współczesność i przyszłość. Potrafił rozpoznawać znaki czasu i niezwykle umiejętnie wykorzystywać je w służbie Ewangelii. - Miał duszę intelektualisty i zostanie administratorem nie było dla niego łatwe, ale naturę miał przy tym taką, że jak się już w coś zaangażował, to na 100 procent - dodaje ks. Heller.
"Gość" tego doświadczył. Jak wspomina ks. Zbigniew Adamek, pierwszy dyrektor tarnowskiego oddziału "Gościa Niedzielnego", biskup interesował się pracą redakcji. Uważnie przeglądał każdy numer, żywo bowiem reagował na wszystko, co się na jego łamach działo. Wykazywał błędy, chwalił udane teksty. Wciąż z rosnącym nakładem starał się o zwiększenie objętości tarnowskiej wkładki - z dwóch do czterech, a następnie ośmiu stron. Tyle "Gość Tarnowski" liczy do dziś. Wyznaczył pomieszczenia przy ul. Katedralnej na siedzibę redakcji, którą nieraz odwiedzał, zwykle przy okazji świąt. Wtedy też pamiętał o czytelnikach, składając im na łamach tygodnika życzenia. Nie zapomniał o nich, kiedy z diecezji odchodził do Lublina, przysyłając pożegnalny list.