Kładziemy ogromny nacisk na to, by dzieci znały języki, były grzeczne, ułożone, zaradne, niczego im nie brakowało. Tylko za mało w tym wszystkim obecności rodzica.
Zdrowe dzieci mają gorzej, bo zajmujemy się zwykle chorymi. Mając zdrowe dziecko i święty spokój, bardziej skupiamy się na sobie, a nie na dzieciach, choć posiadanie dzieci powinno skutecznie nas leczyć z egoizmu – uważa Krystian Sroka, który od 15 lat pracuje z dziećmi, najpierw jako nauczyciel, potem dyrektor Powiatowego Centrum Edukacji w Brzesku, obecnie stworzył i prowadzi CEDRiN – Centrum Edukacji Dzieci, Rodziców i Nauczycieli w Tarnowie. Jest przy tym ojcem 5 dzieci i sam mówi, że jest to 5 powodów, dla których wybrał taką zawodową drogę.
Czujemy się usprawiedliwieni
Największym problemem dziś w wychowaniu dzieci jest według niego brak obecności rodziców. Przy czym sami dorośli tego często nie widzą. – Bardzo mocno angażują się w wybrane elementy wychowania dzieci, ale zwykle te, które wychodzą na zewnątrz lub wynikają z grafika. Czują się usprawiedliwieni, kiedy dzieci są ładnie ubrane, mają zapewnioną opiekę i zajęcia pozalekcyjne. Wszystko to zwykle wiąże się z posiadaniem. Posiadanie jednak jest zagrożeniem dla bycia, funkcjonowania jako rodzina – tłumaczy Krystian Sroka, zauważając, że i nierzadko rodzice dziś płacą dzieciom za obowiązki domowe. – Kasa wcina się nam we wszystko – dodaje.
Uważa, że nasza obecność nie jest permanentna. Dzieci potrzebują uwagi indywidualnej, rozmowy, kontaktu wzrokowego, uśmiechu, który da im pewność, że zawsze będą wysłuchani. Poza tym nie uczą się przez mówienie im tego, co mają robić, ale przez przykład. Ważna jest relacja między rodzicami, od niej uczą się relacji w rodzinie. Potrzebują jednego domu, jednego systemu wychowawczego i wspólnego zasiadania do stołu.
Wystarczyło tylko posiedzieć
– Często pytam rodziców, skąd wiedzą, jak wychowywać dzieci. I rzadko kiedy dostaję odpowiedź, czasem ktoś powie, że od swoich rodziców. Tyle że czasy i warunki się zmieniły. Kiedyś nie było dylematu pomiędzy "mieć" a "być", bo na półkach było niewiele – zauważa Krystian Sroka.
Jako rodzice kładziemy ogromny nacisk na to, by dzieci znały języki, niczego im nie brakowało, były grzeczne, ułożone, zaradne, odpowiedzialne, akuratne, żeby były idealne. Ta ogromna presja nie pozwala dzieciom dorosnąć, czyli wziąć odpowiedzialności we własne ręce. Brak obecności rodzica i jego akceptacji powoduje, że będzie jej szukać gdzie indziej, a to zawsze rodzi problemy.
– Ostatnio spotkałem się z mamą 14-latki, która z nikim nie rozmawiała. Matka liczyła na to, że ona z tego wyrośnie. Przez kilka lat zamurowały świat z dwóch stron. Pomogło to, że mama wchodziła do pokoju córki i tylko z nią siedziała. O nic nie pytała. Mur się przełamał. Córka przyszła i przytuliła się. Czasem naprawdę wystarczy niewiele, wystarczy być – mówi pedagog.