Z płotów, tablic, elewacji budynków zniknęły już twarze kandydatów. Gdzie teraz są?
Tylu plakatów wyborczych moja miejscowość rodzinna chyba nie widziała. Gdzie tylko to było możliwe, wisiały to poważne, to uśmiechnięte twarze kandydatów. Aż niebezpiecznie było prowadzić samochód, bo zamiast skupić się na drodze, przed oczy wyskakiwali przyszli (lub nie) radni, starości, burmistrzowie i marszałkowie, a w wielkich miastach regionu nawet prezydenci.
Miałem wrażenie, że wszyscy kuszą jedynie wizerunkiem, zza którego nie wyzierał żaden program. Liczył się natomiast znaczek partii, która wystawiała lub popierała konkretną osobę. I to bardzo mi się nie podobało, a to dlatego, że wybory samorządowe zostały przez partie zawłaszczone. Nie liczyło się, kto najbardziej się nadaje na kierowanie lokalną społecznością, ale przynależność partyjna.
Wciągnięcie wyborów samorządowych do trwającego w Polsce, a zwłaszcza w Warszawie sporu politycznego przywlekło na prowincję męczące podziały. "Zagłosowałbym na ciebie, ale jesteś na złej liście..." - mogli niektórzy z kandydatów usłyszeć. Upolitycznienie wyborów lokalnych zepchnęło na dalszy plan istotny cel tego wydarzenia. Wybieraliśmy przecież przede wszystkim gospodarzy, managerów, osoby, które - naszym zdaniem - albo dobrze radziły sobie na urzędach, albo rokowały, że wniosą w stare układy jakąś świeżość spojrzenia i energię do działania. A chyba najbardziej pożądaną cechą, której oczekiwalibyśmy od przyszłych włodarzy, dziś już ostatecznie wybranych, jest koncyliacyjność, chęć, zdolność, umiejętność do dialogu, szukania wspólnej drogi, porozumienia ponad przynależnością partyjną - dla dobra wspólnego. Czy tacy będą nowi samorządowcy?
Dla tych, którzy czarno to widzą, obrazek. Czekamy na odsłonięcie pomnika pierwszego burmistrza pierwszego w Polsce wolnego miasta Tarnowa - dr. Tadeusza Tertila. Przy pomniku urzędujący i kandydujący prezydent z PO. Kilka metrów dalej kandydat PiS. Osobno czekał na odsłonięcie przewodniczący Rady Miasta z PiS. Gdzieś w środku zebrała się grupka parlamentarzystów PiS, ale jedyna z Tarnowa posłanka PO wybrała sobie miejsce daleko poza najbliższym kręgiem uczestników uroczystości. To i tak wielkie szczęście móc ich zobaczyć naraz, choć oko ludzkie nie ma takiego szerokiego kąta. Ale byli, choć poodgradzani swoimi partyjnymi murami. Smutne, że w tak podniosłej chwili dla całego miasta nie zebrali się razem, w jednym miejscu, żeby wspólnie świętować. Wiem, że nie o taką jedność chodzi, ale to też jest papierek lakmusowy przyszłych rządów.
A jeszcze smutniejsza była tarnowska katedra, w której biskup diecezjalny przewodniczył Mszy św. za zmarłych burmistrzów i radnych Tarnowa. W ławkach garstka niegdysiejszych i obecnych rajców. Może pozostali nie przyszli, bo bali się przekazać sobie znak pokoju?
Gwoli przypomnienia... Postać burmistrza Tertila stoi tyłem do swojego domu, przodem zaś ku rynkowi i ratuszowi. Wnuk burmistrza podkreślił, że "dziadek żył dla miasta, nie dla siebie".
Pan Bóg nie zmienia na siłę ludzkich serc, dlatego Kościół często modli się za rządzących, by nie stawiali przeszkody łasce.