Ponad 40 lat po śmierci bł. Hanna Chrzanowska uczy wrażliwości i jest dziś wychowawczynią kolejnych pokoleń, nie tylko pielęgniarek
- Nie byłoby pewnie Hanny Chrzanowskiej jaką znamy, bez biskupa Wojtyły, z którym współpracowała, ale - moim prywatnym zdaniem - nie byłoby też papieża Jana Pawła II, w jego nauczaniu o godności osób, szczególnie chorych, w jego liście do chorych, bez doświadczenia spotkania z Hanną Chrzanowską - uważa Magdalena Urbańska, wiceprezes Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Tarnowie
W Tarnowie, we współpracy z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową w Tarnowie KSW zorganizowało sympozjum o bł. Hannie Chrzanowskiej zatytułowane „Hanna Chrzanowska - Jedna z nas. Kto następny?”
Chrzanowska została beatyfikowana 28 kwietnia 2018 roku w Krakowie. Uroczystości przewodniczył legat kard. Angelo Amato. Beatyfikując krakowską pielęgniarkę mówił: „Wpatrując się w postać Hanny, pochylonej nad chorymi, również i my uczmy się pochylać nad ubogimi, troszczyć się o tych, którzy potrzebują pocieszenia, wsparcia, zachęty, pomocy. A jest ich wielu: są to maluczcy, opuszczeni, wygnani, słabi, osoby z marginesu. Niektórych z nich widzimy codziennie na naszych ulicach; wielu natomiast żyje skrycie w swoich mieszkaniach, schorowani, biedni, samotni, bez wsparcia i pomocy”.
Referat wygłosiła m.in. dr Marzena Florkowska (w środku) Grzegorz Brożek /Foto Gość - Organizujemy tę sesję, bo Chrzanowska była fantastyczną wychowawczynią. Pokazała, jak należy i warto czynić, jak opiekować się chorym jego rodziną. Dlatego też jesteśmy w PWSZ, gdzie tego wszystkiego mają okazję posłuchać m.in. studenci. W tym studenci pielęgniarstwa. Wychowujmy następców Chrzanowskiej - apeluje Magdalena Urbańska.
Jedną z prelegentek jest dr Marzena Florkowska, biografka krakowskiej pielęgniarki. - To, co robiła Chrzanowska dotyka każdego człowieka. Pielęgniarki dotyka, bo idą po jej śladach. Każdego z nas jednak jako pacjenta. W gruncie rzeczy jako pierwsza postawiła pacjenta po pierwsze na pierwszym miejscu, a po drugie widziała pacjenta całościowo. Nie tylko że ma odleżyny, że wymiotuje, ale że to jest człowiek, który potrzebuje się zakochać, który chciałby pójść na spacer, do teatru, potrzebuje się cieszyć życiem. Nie jest przedmiotem naszej troski jako jednostka chorobowa, ale jest naszym lekarzy i pielęgniarek partnerem - mówi Florkowska.
Zwraca także uwagę na to, że Chrzanowska odkrywała to, że ludzie chorzy, niepełnosprawni, sparaliżowani nie mogą leżeć w domu sami tylko trzeba ich z tych domów wyciągać. Jako pierwsza w Polsce zorganizowała wyjazdy tych ludzi poza dom. Najpierw na 4 dni, a z czasem na 2 tygodnie. Są relacje, że niektórzy z nich pierwszy raz wtedy wyszli z domów po kilkunastu latach. Zobaczyli i doświadczyli deszczu, wiatru, słońca, także drugiego człowieka.
Uruchomiła także to, co nazywa się dziś opieką wyręczająca czy odciążającą. - Widziała rodziny opiekujące się chorymi i rozumiała, że także trzeba dać odetchnąć tym osobom, by wrócić im siły - dodaje.
Uczestnicy sympozjum Grzegorz Brożek /Foto Gość To wszystko wydaje się dziś być nader aktualne, uważa Florkowska, bo społeczeństwo systematycznie się starzeje i powszechniejszy staje się też problem starych rodziców pozostawionych przez dzieci, które emigrują. - Tymi starymi ludźmi nie ma się kto zająć. Jej myśl, by objąć ich opieką sprawowaną zawodowo, ale także wolontaryjnie to jest także myśl na nasze czasy - tłumaczy.
Doktor Florkowska przekonuje, że Chrzanowska może dziś być atrakcyjna dla młodych ludzi. - Nie chodzi tylko o ideę, którą niosła. Ale także przez to, że pokazuje jak szukać drogi życiowej. Sama zaczynała inne studia, potem dopiero znalazła swoją drogę. Nie od urodzenia była święta i pobożna, jako nastolatka, dwudziestoparoletnia dziewczyna przeżywała bunty, także religijne i z czasem dochodziła do świętości. Pokazuje nam, że nie należy się tego bać, tego buntu, bo to jest element dojrzewania - dodaje Marzena Florkowska.