Nie zdziwiła mnie spontaniczna modlitwa jednego z tarnowskich proboszczów za śp. Pawła Adamowicza. Pomyślałem - taki jest Kościół.
Przyznam się, że nie śledziłem wiadomości dotyczących Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ani dramatycznych wieści z Gdańska. Stąd początkowe, wynikające z niewiedzy zdziwienie modlitwą proboszcza jednej z tarnowskich parafii, który na zakończenie Mszy św. w poniedziałkowy ranek wezwał wiernych, by prosili o zdrowie dla ratowanego wówczas jeszcze prezydenta Gdańska. We wtorek zaś, ponownie na zakończenie Eucharystii, ów kapłan wezwał do modlitwy już za zmarłego Pawła Adamowicza.
Owszem, nie jeden raz ja sam prosiłem ludzi w kościele, by modlili się w intencji ofiar różnych katastrof, jak choćby tej ostatniej sprzed świąt Bożego Narodzenia, związanej ze śmiercią górników w Czechach. Dlatego za moim poniedziałkowym zdziwieniem szybko przyszła refleksja - taki jest Kościół. Nie istnieją dla niego żadne granice, swoją modlitwą je przekracza i przypomina o niezwykłej sile współczucia i solidarności z cierpiącymi. Z Tarnowa, ale i z innych przecież miejsc w Polsce, wystrzelił jasny promień, mocniejszy od laserowych światełek do nieba, bo sięgający samego Boga.
Niestety, ten promień modlitwy tylko na krótko wzmocnili politycy uczestniczący - może pod wpływem szoku, trwogi, współczucia - w nabożeństwach i Mszach. Kiedy ochłonęli, zaczęli okładać się wzajemnymi oskarżeniami. A przecież nikt inny, lecz właśnie oni, wznosili się coraz bardziej na wyżyny pogardy i nienawiści. Przestraszyłem się, że ci z PO zaczną robić ze śp. Pawła Adamowicza swojego męczennika, który zginął za jakiś Gdańsk, jakąś Polskę i jakąś Europę, że zaczną używać zmarłego do własnych, podłych celów. Na oskarżenia o „mord polityczny” odpowiedzieli, a jakże, politycy z PiS, którzy zdążyli się od swych przeciwników nauczyć, jak uderzać w klatkę, żeby małpy wrzeszczały.
Stała się rzecz straszna. Wszystkie jej okoliczności powinna zbadać policja. Winny zaś otrzymać usankcjonowaną prawem karę. Politycy? Powinni milczeć, a ci, którzy uważają się za katolików, tylko modlić. Także o to, by przejrzeli na oczy.
A jeśli chodzi o mord polityczny, to tak naprawdę jest nim zabijanie nienarodzonych dzieci. Aż 42 miliony tak zginęło w ubiegłym roku. Nie tylko z woli rodziców, ale także z woli polityków, którzy ustanawiają prawa dające możliwość „dokonania wyboru”. Św. Matka Teresa z Kalkuty pytała kiedyś retorycznie: „Jeśli matka może zabić bezbronne dziecko w swoim łonie, cóż stoi na przeszkodzie, żebyśmy się wzajemnie nie pozabijali”.