All inclusive - tak mógłbym scharakteryzować nasz pobyt w Panamie - mówi uczestnik ŚDM.
All inclusive - ludziom ten termin najczęściej kojarzy się z drogimi hotelami, utartymi szlakami, plażą i restauracją, poza którymi nie widzą realnego życia. My natomiast jesteśmy w samym środku codziennego życia Panamczyków w Anton.
To niewielkie miasto, nie leży w jakiejś megaturtystycznej okolicy. Żyjemy z tutejszymi gospodarzami, jemy z nimi, nawet śpimy, bo u pierwszej rodziny, która nas gościła w jednym domu było nas w sumie kilkanaście osób. Dla mnie już nie starczyło miejsca w łóżku, więc spałem na zewnątrz, ale spoko - jest ciepło. Jedyne, co może dokuczać, to mrówki i inne robaczki, a także pająki, przed którymi ostrzegają nas gospodarze.
Możemy zobaczyć, jak mieszkają Panamczycy. W domu, w którym mieszkaliśmy, nie było szyb w oknach, jedynie kraty chroniące przed jakimiś większymi stworzeniami, nie ma też drzwi wejściowych, więc wszędzie jest dużo przestrzeni i powietrza. Jest problem z wodą, myjemy się taką z beczki, na zewnątrz. Ludzie są bardzo gościnni, strasznie lubią robić nam zdjęcia, sobie także.
W naszym rejonie pojawili się już kolejni uczestnicy ŚDM. To wymusiło zmianę domu i zamieszkanie u innej rodziny. Teraz mieszkam w jednym pokoju z Portorykańczykiem. Dołączyli do nas także Francuzi. Z innymi Polakami, w tym z tarnowskimi diecezjanami, spotkaliśmy się na wspólnej Mszy św. w Anton. Mamy warsztaty taneczne, żeby wystąpić podczas prezentacji Polski i naszej grupy - uczestników „Rejsu Niepodległości”.
Panamczycy są ludźmi wierzącymi, co widać - są bardzo przywiązani do symboli religijnych. W domach jest wiele obrazów religijnych, obrazki z Jezusem i Maryją często widzi się za szybami samochodów. Raz w roku wymieniają tablice rejestracyjne i na wielu z nich widziałem podobizny Jezusa lub Matki Bożej. W nabożeństwach uczestniczą bardzo żywiołowo, lubią śpiewać i trochę tańczyć. Młodzi mają akurat wakacje. Na razie uczymy się trochę hiszpańskiego, żeby się z nimi trochę dogadać.
Wolny czas próbujemy sobie sami trochę organizować. Całą grupą - 16 osób - postanowiliśmy zobaczyć dolinę Anton, bardzo piękną. Zamówiliśmy busa, który spóźnił się godzinę, więc znów przekonaliśmy się o innym podejściu Panamczyków do czasu. Z powrotem bus nie dał rady nas już przywieźć, bo silnik się zatarł. Nie pomogła nawet nasza woda z butelek, którą wlewaliśmy do chłodnicy. Ale stopem udało nam się bezpiecznie wrócić. Uczymy się improwizacji i spontaniczności, bo jesteśmy trochę ze świata zegarków, pośpiechu i kurczowego trzymania się kalendarzy.
Spotkałem Panamczyka, który ma rodzinę w Tarnowie...
Dawid Sobarnia
W Anton trwa fiesta. Wieczorem można zobaczyć religijne procesje i zabawę miejscowych. Trafiliśmy nawet na rodeo z bykami, choć większym zaskoczeniem było wypuszczenie byków na ulicę i gonienie za nimi. Nie uwierzycie, ale kiedy przyglądaliśmy się rodeo, podszedł do mnie Panamczyk, zapytał skąd jestem. Z Polski - powiedziałem. A dokładnie? - zapytał i zaczął mówić „Tarnow?, Tarnow?”. Okazało się, że ma tutaj kogoś z rodziny. Świat mi zmalał…