Media ogłosiły zakończenie ŚDM 27 stycznia, ale uczestnicy wyjazdu do Panamy wcale tak nie myślą.
W diecezji co rusz odbywają się spotkania z uczestnikami Światowych Dni Młodzieży w Panamie. O swoich przeżyciach opowiadali m.in. młodzi z mieleckiej Smoczki podczas dekanalnego spotkania młodzieży oraz młodzi z Kąclowej podczas podobnego spotkania w Grybowie.
Dawid Sobarnia, tuchowianin, uczestnik Rejsu Niepodległości i ŚDM w Panamie, swój obraz Panamy, ŚDM i rejsu przedstawił już uczniom pierwszych klas sądeckiego Elektryka, którego jest uczniem i - ma taką nadzieję - wkrótce maturzystą z dobrze napisanym egzaminem dojrzałości.
- Nie było łatwo chwycić, co papież Franciszek mówił do nas. Przeszkadzało kiepskie tłumaczenie albo szumy i inne zakłócenia. Dlatego, tak jak sobie obiecałem, wróciłem do nauk papieża Franciszka po powrocie do domu. Rzeczywiście jest tak, że żyjemy w kulturze zamknięcia, siedzimy w swoich domach, dostępni tylko dla najbliższych i dla tych, którym na to pozwolimy na fejsie. Tymczasem ŚDM w Panamie i sam papież Franciszek zaprzeczali takiemu stylowi życia. Spotkaliśmy się z wielką otwartością, życzliwością, chęcią nawiązania kontaktu, rozmowy, opowiadania o sobie, o swoim kraju, kulturze - mówił Dawid.
Kolejnym doświadczeniem był widok życia na wsi. - W naszych oczach to była bieda, której nie widzimy na co dzień. Jednak mimo tej biedy, ludzie zachowują się godnie, radośnie. Dzieci nie grymaszą, potrafią bawić się byle czym, jedno opiekuje się drugim. Czuć między nimi bliskość i czułość. Nie trzeba być bogatym, żeby czuć się szczęśliwym - o tym mogliśmy się przekonać mieszkając na panamskiej wsi pod Anton, w pierwszym tygodniu pobytu - opowiadał Dawid.
- Przeżyłem w Panamie coś na kształt deja vu. W stolicy trafiłem do rodziny, w której gospodarze mieli trójkę dzieci. Syna, córkę i kolejnego syna. Ja natomiast wychowałem się z trójką rodzeństwa, mam starszego brata i starszą siostrę oraz młodszego brata. W panamskiej rodzinie poczułem, jakby tam brakowało właśnie mnie, środkowego. Dlatego od razu poczułem się, jak w domu. Zresztą, ostatniego dnia bardzo się pochorowaliśmy. Nasza gospodyni jak mama przyszła zobaczyć, czy nie mamy temperatury i… ugotowała nam rosół. Normalnie jak w Polsce! - wspomina tuchowianin.
- W Panamie nic się przez przypadek nie działo, choć na powierzchni zdarzeń był chaos. Spotkać na końcu świata Panamczyka, który ma rodzinę w Tarnowie i chciałby do nas przyjechać? Przypadkowe? Nie sądzę. Mogłem też odkryć związki naszej historii z panamską. Otóż polscy legioniści pomagali w podboju tamtejszych terenów, a później zostawali i żenili się z miejscowymi. Do Ameryki Południowej wyjeżdżali emigranci w różnych trudnych okresach naszej historii, zwłaszcza w czasie II wojny i komunizmu. Okazało się, że nasza panamska gospodyni ma polskie korzenie po kądzieli - mówił chłopak.
Dawid chce pojechać na kolejne ŚDM, do Lizbony. Na razie jednak musi przygotować się do matury i... - Ale mam ochotę na kolejne przygody - śmieje się tuchowianin.