O chorobie syna, pomocy jaką otrzymali i otrzymują, a także o tej, której nie dostali mówią Jadwiga i Janusz Nowakowie z Gawłowa
Grzegorz Brożek: Powodem naszego spotkania jest Antoś…
Jadwiga: Urodził się już siedem lat temu. W szóstym miesiącu ciąży dowiedziałam się, że nie rozwija się książkowo. Najpierw lekarz powiedział, że ma poszerzone komory mózgowe. Dalej na patologii lekarze szukali nieprawidłowości i znaleźli kolejną: rozszczep podniebienia. Diagnoza schorzenia, z którym urodził się Antoś to trisomnia chromosomu dziewiątego. Jest niepełnosprawny. Ma nieaktywne wodogłowie, nie mówi, jest niepełnosprawny intelektualnie. Udało się go uruchomić i jest jak na swoje schorzenie sprawny. Gdyby nie operacje, rehabilitacja, zabiegi, to Antoś byłby dzieckiem leżącym. Kiedy się urodził jeden z lekarzy zasugerował nawet, że takie dzieci rodzice oddają do hospicjów. Nam to nigdy nie przyszło do głowy, choć bywa i jest nadal trudno.
Co robiliście po narodzeniu Antosia?
Janusz: Początek to były nieustanne wyjazdy do lekarzy: ortopeda, neurolog, genetyk, chirurg. W kółko, przeważnie do Prokocimia.
Jadwiga: Jeździliśmy, choć nie było nas na to za bardzo stać. Antoś miał pół roku, mąż miał wtedy udar, i był na rencie chorobowej w wysokości chyba 700 złotych. Ja byłam na wychowawczym - 400 złotych. Razem mieliśmy coś 1300 złotych, może trochę więcej, na życie, chorego Antka i starsze dwie córki. Co tu dużo mówić, było nam strasznie ciężko. Gdyby nie rodzice Janusza to byśmy wówczas z głodu umarli. Naprawdę. Oni finansowali wyjazd na pierwszą operację syna, pobyt w Polanicy i każdy wyjazd do lekarza. Tata Janusza przynosił pieniądze, tankował samochód.
Janusz: Po pierwszej operacji Antosia jedna pani Madzia z firmy Jadzi zorganizowała i dostaliśmy pewną sumę pieniędzy. Od Caritas, zanim zakwalifikowaliśmy się do jednego procenta także otrzymaliśmy dwa razy po 2 tys. złotych, na potrzeby leczenia Antka.
Czy odpis na Antka 1% podatków za pośrednictwem Caritas Diecezji Tarnowskiej jest dla was wymierną pomocą?
Janusz: To jest wielka pomoc. W drugim roku życia Antka zakwalifikowaliśmy się do odpisu. W rekordowym roku otrzymaliśmy 24 tys. złotych. Kiedy odpisy się pojawiły, to wtedy jako rodzice poczuliśmy, że jesteśmy Antkowi w stanie pomóc. Bo są pieniądze na rehabilitację, na paliwo, na zabiegi, na dodatkowe zajęcia, na lekarzy czy na potrzeby Antka. Dzięki temu mogliśmy mu zrobić w domu pokój rehabilitacyjny. Poza tym alergolog, integracja sensoryczna, logopeda, aparat słuchowy, ortezy, etc.. Dzięki temu wiemy, że damy radę.
Nie zawsze mieliście poczucie bezpieczeństwa finansowego?
Jadwiga: Po narodzinach Antka i udarze Janusza nie dość, że nie mieliśmy pieniędzy na życie, to jeszcze długi. Zobowiązania spłaciła ciocia Janusza z Nowego Targu. Do dziś przekazuje Antosiowi 10 tys. każdego roku.
Janusz: Spotkaliśmy się i spotykamy z innymi gestami pomocy. Jest dwóch panów z Bochni, którzy raz, dwa razy do roku po 500 złotych przekazują na konto Antosia. Jak gdzieś odwiedzaliśmy moją rodzinę, to z reguły ktoś nam paręset złotych dla Antka dał. Kiedyś w Wielkim Poście w rodzinie funkcjonowała jałmużna wielkopostna w formie skarbonki dla Antka. Uzbierało się tam niemało pieniędzy. Wiedzieli, że są nam potrzebne. Były też 2 wesela, na których młodzi poprosili gości, by nie kupowali kwiatów, a złożyli ofiarę dla Antka.
Podobno pomagała także Piesza Pielgrzymka Tarnowska?
Janusz: Na jednej z nich w czasie dnia Caritas opowiadaliśmy o chorobie Antka, a pielgrzymi do kapeluszy złożyli ofiary na jego leczenie. Z tym wiąże się szczególny przypadek, bo rok później znalazł nas w Gawłowie mężczyzna, który słyszał o Antku na pielgrzymce, wtedy nie mógł go wesprzeć, ale postanowił nas odnaleźć i ofiarował 500 złotych. I takie wypadki się zdarzały.
Pasmo dobroci i życzliwości?
Janusz: Tego jest najwięcej i za to bardzo dziękujemy w imieniu Antka. Zdarzało się, trzeba przyznać, że spotykaliśmy się także z pomówieniami, że chcemy wzbogacić się na niepełnosprawnym dziecku, czy oskarżeniami o kradzież pieniędzy przeznaczonych dla Antka. To jest przykra historia, ale i o tym trzeba wspomnieć, by opowieść była prawdziwa.
Czego uczy was Antek, jego choroba, pomoc, którą otrzymujecie?
Jadwiga: Widzimy, że pojawianie się Antka na świecie, który nie był planowanym dzieckiem, było jakimś Bożym planem. Na pewno jego choroba, potem Janusza, kłopoty finansowe, zdrowotne, to wszystko przywróciło nam proporcje. Staliśmy się chyba lepszymi ludźmi, także zbliżyło nas to do Boga. Wcześniej nie zawsze tak było.