W Tarnowie w Dzień Kobiet odbyło się spotkanie małopolskiej grupy Tęczowego Kocyka.
Tęczowy Kocyk to ogólnopolska inicjatywa, która powstała prawie 3 lata temu z myślą o dzieciach, które zmarły za wcześnie. Jak wcześnie - można to ocenić po wielkości powstałych kocyków, czapeczek, bucików, szatek. Są dziergane na drutach, szydełku, szyte na maszynie, ręcznie wykańczane. Wszystko śliczne, za darmo i z serca. Takich rzeczy kupić się nie da. Maleństwa są ubierane w nie na pożegnanie, by miały godny pochówek.
Jedne panie szydełkowanie mają we krwi, wyniosły tę umiejętność z domu, inne uczyły się z YouTubem. Jedno jest pewne - kiedy się zacznie, trudno przestać. Robią na drutach czy szydełku w domu, słuchając telewizji, w autobusie, pociągu, a nawet podczas urlopu... w Grecji.
- Można to porównać do narkotycznego stanu. Muszę robić te kocyki po prostu. Kiedy powstaje jeden, już przychodzi myśl o tym, jak zrobić kolejny, który będzie jeszcze ładniejszy. Podchodzimy do tego z ogromnym uczuciem i zaangażowaniem. Wcale to nie jest łatwe, kiedy towarzyszy temu tyle emocji, wiele rzeczy się przypomina, ale to też rodzaj terapii - mówi pani Iwona, opowiadając o stracie swojego dziecka, ale i innych, które opuściły kogoś z bliskich.
- Nigdy nie zobaczyłam swojego drugiego dziecka. Miałam łzy w oczach, kiedy o nim myślałam, a dopiero teraz, kiedy mogłoby mieć 36 lat, potrafię o tym mówić spokojnie - dodaje pani Krystyna, która działa w grupie od jesieni.
- Moja córka mówi, że to jest najbardziej dołujące hobby, jakie mogłam sobie znaleźć, a ja to widzę zupełnie odwrotnie - jako coś bardzo serdecznego i ciepłego. To pocieszenie dla mamy, wyraz dobroci i wyciągnięcia dłoni do kogoś, kto boryka się ze stratą. Ciężko to ubrać w słowa, ale cieszę się, że wkroczyłam do akcji i znalazło się zastosowanie dla mojego hobby - mówi z kolei pani Maria, z szydełkiem obznajomiona od lat.
Każda z pań specjalizuje się w czymś innym - jedne szyją, drugie szydełkują, robią na drutach. Powstają szatki, rożki, kocyki, czapeczki, buciki, zabawki, obowiązkowo do każdego zestawu dziergane motylki i niezapominajki.
Kiedy właścicielka pasmanterii słyszy, dla kogo jest włóczka czy kordonek, obniża cenę. Też chce mieć w dobrym swój udział. Panie otrzymały także kilka sukien ślubnych, które przerobiły na anielskie szatki. Drogich sukien i takich z kryształkami Swarovskiego.
Do akcji zbiórki włóczek włączają się szkoły i młodzież z grup parafialnych. - Dzięki inicjatywie młodzieży z Czchowa i ks. Wojciecha Karpiela otrzymałyśmy już kilka takich dostaw. Ksiądz Wojciech zresztą sam ma kilka zestawów rożków w pełnej rozmiarówce w swojej kancelarii i kiedy spotyka rodziców po stracie dziecka, pyta ich o to, czy mają w co otulić dzieciątko. Jeśli nie, wręcza im zestaw - mówi Joanna Sadowska, małopolska koordynatorka "Tęczowego Kocyka".
Jak wyjaśnia, na terenie Małopolski są tylko dwa szpitale, które nie dołączyły do inicjatywy, choć to pewnie tylko kwestia czasu, dlatego tak ważne jest, by mówić głośno o prawach rodziców po poronieniu dziecka, by wiedzieli, że mogą swoje maleństwo pochować i przeżyć żałobę po nim.
Trudno powiedzieć, ile osób w sumie zaangażowanych jest w akcję. Na ogólnopolskim Facebooku "Tęczowego Kocyka" jest 11 tys. pań, w Małopolsce - 370, z czego prężnie działa ok. 40 wolontariuszek. - Rozmach jest coraz większy. Jeszcze do niedawna wspierałyśmy województwo świętokrzyskie, teraz już sobie sami radzą. Będziemy więc pomagać "Tęczowemu Kocykowi" na Podlasiu i to cieszy, bo jesteśmy w stanie to zrobić. Nie robimy tych rzeczy po to, by leżały w szafie - mówi Joanna Sadowska, małopolska koordynator "Tęczowego Kocyka".
Rożki są opatentowane, nie można ich wykonywać według własnego pomysłu. Poza tym ogromną wagę przykłada się tutaj do ich jakości. - Jest to jedyna rzecz, jaką to dziecko dostanie, musi być więc wyjątkowa - dodaje małopolska koordynator.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się