Anna i Łukasz z Żarówki mają troje dzieci. Przy sobie Emilkę i Natalkę. Syn jest już w niebie.
zbigniew.wielgosz@gosc.pl Maksiu ma sześć lat, kiedy… – Jedziesz z synem na zwyczajną wizytę do dentysty i słyszysz, że musisz zgłosić się do kolejnego lekarza w Dębicy. Ten odsyła cię do Rzeszowa, biopsja. Diagnoza – rak – mówi Łukasz, ojciec chłopca. Anna dowiaduje się o chorobie Maksymiliana, będąc w czwartym miesiącu ciąży. Wie, że na świat przyjdzie dziewczynka. Było to przed Bożym Narodzeniem. – Ostatnie miesiące przed urodzinami córki spędziłam przy Maksiu w szpitalu w Warszawie. Syn przytulał się do mojego brzucha i cały czas powtarzał: „Natalka”. Chociaż przeczytaliśmy cały imiennik, chociaż prosiłam Maksia, by się zastanowił, on już zdecydował. „Ma być Natalka” – opowiada mama. Czy chłopiec wiedział, że odchodzi, i dlatego wybrał dla siostry imię oznaczające narodziny nowego życia? – Tego się nie dowiemy. Uznaliśmy, że syn nada imię swojej siostrzyczce, i zaakceptowaliśmy jego decyzję – dodaje Anna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.