W naszym cyklu "Diecezja na wakacje" zapraszamy was do parafii, z której najbliżej do nieba.
W tarnowskim dodatku do najnowszego numeru "Gościa Niedzielnego" zabieramy was w podróż do Tęgoborza. Już sama odmiana nazwy tej miejscowości rodzi rozbieżności. Tłumaczymy, dlaczego jedni mówią, że mieszkają w Tęgoborzy, inni w Tęgoborzu. Źródła takiego stanu rzeczy należy szukać w historii tego miejsca, a ta jest niezwykle bogata, podobnie jak pasje ludzi, którzy tu mieszkają.
To właśnie one - historia i pasje - sprawiają, że stąd jest najbliżej do nieba, a wszystko przez uświęcone wielowiekową tradycją wzgórza i z powodu szybowców, paralotni i samolotów, które wznoszą się nad ziemią.
Zaglądamy też w głąb ziemi. Praktycznie zrobili to już archeolodzy, wielokrotnie, dowodząc, że ludzie żyli tu już kilkaset lat przed narodzeniem Chrystusa. Dokopali się grobów w Świdniku, a w nich skarbów z okresu halsztackiego, a na Białejwodzie znaleźli wykopaliska z kultury łużyckiej.
Nie brakuje tu też legend, a jeszcze więcej jest tajemnic, jak chociażby tych związanych ze św. Justem, sławną przepowiednią tęgoborską czy zamkiem, w którym straszy. Wiedzcie też, że przy kaplicy na Łyczance, pod drogą, jest ukryte źródełko z cudowną wodą. Poza kościołem parafialnym na terenie tęgoborskiej parafii jest 6 kaplic - na Juście, wspomnianej Łyczance, dwie na Zawadce, kolejna na Jodłowcu i Skrzętli. To tam w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej odbędzie się odpust i spotkanie tęgoborskich pielgrzymów, którzy wrócą z Jasnej Gory.
Najstarszą jest kaplica na juścieńskim wzgórzu. W ołtarzu widnieje obraz św. Justa, a w jego centrum wizerunek czczonej tu od wieków Matki Bożej Juścieńskiej. Jak dwie krople wody podobnej do Bocheńskiej. Łask udzieliła tu bez liku, ratując życie niejednej duszy. Za każdy dzień przez kilkanaście lat dziękował Jej ks. Jan Krawczyk, sprawując tu codziennie Najświętszą Ofiarę. Miejscowi misjonarze zabrali Ją w świat; ks. Karol Kuźma - do Konga, a ks. Darek Pawłowski - na Kubę.
Pięknie o Niej pisał stąd pochodzący ks. Eugeniusz Krężel, a nam opowiedziała pani Maria Osierda, która mieszka po sąsiedzku z Matką Bożą Juścieńską, opiekuje się kościółkiem i ma do niego klucze. Kocha swoją Sąsiadkę i folklor. Cudeńka potrafi ze wstążek wyplatać. Przekonali się o tym nieraz ci, którzy ślub na Juście brali, a takich niemało. Są wśród nich nawet mieszkańcy Warszawy.
Pani Maria Osierda cudeńka potrafi ze wstążek wyplatać, a pięknym śpiewem wygrała niejeden konkurs. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćŚlub na Juście dokładnie 80 lat temu - 17 sierpnia - brała także jedyna kobieta, która została rozstrzelana w Katyniu - Janina Lewandowska, córka gen. Dowbor-Muśnickiego. Była także pierwszą kobietą w Europie, która wykonała skok spadochronowy z wysokości 5 km, pilotem szybowcowym i samolotowym. Swojego męża poznała także w Tęgoborzy. Był nim Mieczysław Lewandowski, jeden z instruktorów istniejącej tu szkoły szybowcowej. Szkolili się w niej polscy piloci, harcerze i grupa oficerów z 2. Pułku Lotnictwa w Krakowie, był wśród nich Łokuciewski, późniejszy pilot Dywizjonu 303.
Dziś na Jodłowcu, gdzie szkoła szybowcowa istniała, znajduje się upamiętniająca ją kapliczka lotników z krzyżem zrobionym ze skrzydeł samolotu. Inicjatorem jej powstania jest znawca miejscowej historii i pasjonat lotnictwa - Tomasz Kosecki. Bo choć szkoły szybowcowej w Tęgoborzu już nie ma, a powstały na jej bazie Areoklub Podhalański przeniósł swe hangary do pobliskiej Łososiny Dolnej, to jednak pasja do lotnictwa w ludziach została. Wielu stąd pilotów, modelarzy, paralotniarzy, szybowników oraz sympatyków lotnictwa.
Ks. Stanisław Berdzik, Tomasz Kosecki i Marek Ziółkowski opowiedzieli nam o lotach wysokich do nieba. Beata Malec-Suwara /Foto GośćTomasz Kosecki w zawodach lotów modelów szybowcowych zdobył blisko 40 pucharów, dwa razy był mistrzem Polski. Jego córka jest stewardesą. Licencję pilota ma Marek Ziółkowski, który niejeden model samolotu sam zrobił i naprawia prawdziwe samoloty. Kiedy opowiadają o pierwszych swoich i kolegów lotach lotnią czy paralotnią, człowiek myśli, że to science fiction. Oblatali tu wszystkie górki. Raz kask, który mieli, był zbyt duży na głowę pana Marka, to wypchali mu go trawą. "Leć, Maro, leć!" - wołali za nim. Dziś za jego sprawą i innych pilotów z tęgoborskiego nieba nieraz cukierki lub kwiaty spadają.