W sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej dziękowano za tegoroczne zbiory.
Paradnie przystrojonymi wozami zjechali do sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Borkach koło Szczucina przedstawiciele nadwiślańskich parafii, przynosząc przed oblicze Maryi wykonane ze zbóż, ziół i kwiatów żniwne kopy, korony, modele świątyń i kapliczek, feretrony, kielichy i monstrancje, a nawet misternie wykonaną krakowiankę niosącą w rękach chleb. Niosącym wieńce towarzyszyli muzykanci i śpiewacy w strojach regionalnych i folkowych.
Wszystkich powitał ks. proboszcz Józef Jeziorek, kustosz sanktuarium, który wraz z innymi kapłanami wprowadził uroczyście dożynkowy korowód do kościoła. Mszy św. przewodniczył proboszcz z Woli Mędrzechowskiej ks. Tomasz Majchrzak, który wygłosił również homilię.
W kazaniu zwrócił uwagę, że dziękczynieniu za zbiory powinna towarzyszyć pokuta za niszczoną w Polsce żywność. - I nie chodzi tylko o jedzenie wyrzucane przez ludzi, ale również o żywność niszczoną w imię prawa dla utrzymania ceny czy zachowania narzuconych przez urzędników limitów wytwarzanych produktów - mówił kapłan.
Kaznodzieja podkreślił, że zachodzą w polskim społeczeństwie niekorzystne zmiany. - Dawniej produkcja żywności opierała się na rozproszonych gospodarstwach rolnych. Dziś takie rolnictwo zanika na rzecz wielkich producentów płodów rolnych. Co by się jednak stało, gdyby nagle na wieś nie dowieziono chleba, mleka, mięsa. Ludziom na wsi nie chce się nawet uprawiać warzywnych ogródków, wszystko kupują w sklepach, narażając się na niepożądane skutki spożywania pokarmów przygotowanych z chemicznie zatrutej żywności. Do tego paradoksem jest, że zarabiają na niej pośrednicy, a nie rolnicy. Choć istnieje Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, na roli chce pracować coraz mniej młodych - podkreślał kapłan.
- Nie samym chlebem żyje człowiek - przypominał w homilii ks. Tomasz Majchrzak.Nawiązując do historii polskiego rolnictwa, zwrócił uwagę, że chłopi nie tylko żywili wieś, ale i miasta. - A kiedy było trzeba, składali swoje życie na ołtarzu ojczyzny. Tak było chociażby 100 lat temu, kiedy chłopi idąc za Wincentym Witosem, włączyli się w obronę polskiej niepodległości. Jakże szybko polskie państwo zwróciło się przeciwko swojemu żywicielowi. W 1937 r. dwukrotnie wzrosły ceny produktów przemysłowych, a dwukrotnie zmalały ceny żywności. Chłopi popadali w długi. Ich protest był natomiast krwawo tłumiony, o czym mówi chociażby pomnik postawiony zastrzelonym chłopom w Melsztynie k. Zakliczyna - przypominał ks. Majchrzak.
Kapłan wyraził wdzięczność rolnikom za kultywowanie tradycji dożynkowej. - Człowiek nie żyje po to, by się najeść. Ma duszę, która potrzebuje pokarmu z nieba, Eucharystii, dzielonej codziennie na ołtarzach naszych świątyń. Za ten chleb z nieba i za chleb powszedni powinniśmy być wdzięczni - mówił kaznodzieja.
Państwo Kapinosowie byli starostami dożynek.Po Mszy św. mieszkańcy Borek ugościli wszystkich wiejskim jadłem, a rolę starostów pełnili Dorota i Mariusz Kapinosowie. - Pierwszy raz występujemy w tej roli. Co roku są inni starostowie. W imieniu wszystkich składamy w darze ołtarza chleb, który wyraża naszą wspólną wdzięczność za zebrane plony, a nie było łatwo, bo długotrwałe deszcze spowodowały znaczne straty w gospodarstwach - mówią państwo Dorota i Mariusz.