Dla dzieci z ukraińskiego Romanowa szkolne plecaki z Brzeźnicy koło Dębicy mają podwójną wartość.
Oddział Caritas przy parafii w Brzeźnicy zorganizował akcję „Tornister”, zbiórki materiałów, przyborów szkolnych dla dzieci będących pod opieką brzeźniczanki, s. Agnieszki Kani, zakonnicy ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Serca Pana Jezusa, która pracuje w Romanowie, w diecezji żytomiersko-kijowskiej.
Ksiądz Piotr Pławecki, wikariusz z Brzeźnicy mówi, że właściwie chcieli włączyć się w akcję wyposażania tornistrów dla polskich dzieci, ale ta, wobec licznych programów socjalnych w Polsce, nie jest już w naszym rejonie prowadzona. - Były jednak chęci, był jakiś pomysł na to, jak zorganizować, więc zdecydowaliśmy, że zrobimy zbiórkę, tyle, że pomożemy dzieciom na Ukrainie - mówi.
W pomaganiu zyskują wszyscy. - Odbiór tej akcji przez naszych parafian zaskoczył nas. Ludzie mieli z tego, kilka osób mi o tym opowiadało, ogromną radość, że mogli coś podarować drugiemu człowiekowi. Pomaganie daje satysfakcję. Sam pomagający czasem ma równie wielką radość jak ten, który pomoc otrzymuje - przekonuje Marta Wicher z parafialnej Caritas.
Szef Caritas w Brzeźnicy Krzysztof Gaweł najpierw, by wysondować zainteresowanie, kupił 10 plecaczków. Rozeszły się błyskawicznie i równie szybko wracały wypełnione zeszytami, pisakami, długopisami, ołówkami, przyrządami szkolnymi, farbami. - Zdarzyły się i nowe tenisówki i farby, i jakieś gumki do włosów i całe mnóstwo innych rzeczy, z których dzieci korzystają - mówi Krzysztof Gaweł. Ostatecznie udało się wypełnić ponad 20 tornistrów. W sobotę dzieci z Ukrainy wracają do Romanowa znad polskiego morza. - Wezmę zapakuję te tornistry do bagażnika i dowiozę do granicy - informuje ks. Mariusz Maziarka, proboszcz parafii w Brzeźnicy.
Dzieciom z Romanowa przyda się wszystko. - Potrzeba tu wszystkiego, bo na wioskach czy w małych miejscowościach bieda jest wielka. Nie wiem nawet z czego ci ludzie żyją. Poza tym w ich mentalności jakby nie było jutra. Jak mają jakieś środki materialne, to wykorzystają je dziś, a jutro zobaczymy. Ale cokolwiek dostaną, cenioną sobie bardzo - mówi s. Agnieszka Kania.
Mało tego. Jeżeli coś jest z Polski, to cenią to w dwójnasób. - Romanów to dawny Dzierżyńsk. To polska miejscowość. Nazwiska mieszkańców są polskie. Jeżeli coś dostają naszego, od nas, z kraju, to ogromnie się cieszą, bo to z Polski, bo Polska o nich pamięta. Ta materialna pomoc ma też taki stygmat łączności narodu, patriotyczny - mówi s. Agnieszka Kania.