To był biskup na wskroś maryjny. Uważał, że Matka Boża jest lekiem i uzdrowieniem. W Niej widział znak ocalenia, a ludzi, którzy znajdują się pod Jej wpływem, nazywał szczęśliwymi.
O tym, jak Maryja była ważna w posłudze pasterskiej abp. Jerzego Ablewicza, świadczy chociażby wspomnienie Jana Pawła II z książki „Wstańcie, chodźmy!”. „Księża w diecezji mojego przyjaciela – arcybiskupa Ablewicza, wiedzieli, że w piątki nie przyjmuje” – pisał papież Polak. – „Tego dnia pielgrzymował pieszo 14 kilometrów do Tuchowa, do Sanktuarium Maryjnego w diecezji. Po drodze przygotowywał niedzielne kazanie”. Ksiądz infułat Władysław Kostrzewa, który przez 15 lat był jego kapelanem i towarzyszem w tej drodze, wspomina, że arcybiskup wychodził rano, bez śniadania, zabierając ze sobą co najwyżej kilka kostek cukru. Na miejscu się spowiadał, celebrował Mszę św. wspólnie z ojcami redemptorystami i następnego dnia pełny nowych sił wracał do Tarnowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.