Znicze i sztuczne kwiaty marnieją na grobach i nie mieszczą się w śmietniku. Rozkładać się będą całą wieczność.
W najnowszym numerze tarnowskiej edycji "Gościa Niedzielnego" (45/2019) piszemy o powodach, dla których powinniśmy zadbać o umiar na cmentarzach.
Jest ich kilka - od poczucia smaku i estetyki, po względy ekologiczne i ekonomiczne. I nie chodzi o sknerstwo czy oszczędzanie na pamięci o naszych bliskich zmarłych, ale zastanowienie się, po co kupujemy tyle zniczy i sztucznych kwiatów. Problem dotyczy zarówno ilości, jak i jakości.
Żywe kwiaty poddane naturalnemu procesowi rozkładu tak nie rażą, jak przerażają sztuczne, wręcz wieczne, z każdym miesiącem coraz brzydsze. I choć nie żyły ani chwili, skutki ich rozkładu dotkną także nasze dzieci, wnuki i prawnuki. Bóg sam jeden wie, do którego pokolenia. Te tony pamięci będą rozkładać się na śmietniku, składowiskach setki, a może i tysiące lat. Pół biedy - jak trafią do recyklingu.
Zarząd Cmentarzy Miejskich w Tarnowie, pod którego opieką są 4 cmentarze, rocznie na śmieci wydaje 230 tys. zł. W październiku wywieziono z tych nekropolii 644 tony odpadów, podobnie bywa w listopadzie i kwietniu. Dla porównania w pozostałe miesiące jest to ok. 99 ton.
Ten nadmiar i przesada przywodzą na myśl trend panujący w baroku, gdzie przepych wynikał z lęku przed pustką, nicością, niepewnością. Podobnie i my boimy się pustki, ascezy, milczenia. Horror vacui jako żywo dziś widać na cmentarzach.
Po co naszym zmarłym wieczne kwiaty, skoro jesteśmy w stanie wyprosić dla nich wieczność? Doskonałym nauczycielem tego, jak kochać zmarłych i zbawiać dusze czyśćcowe, jest św. o. Stanisław Papczyński z Podegrodzia.
Poczytajcie i powiedzcie, co wy sądzicie na ten temat.