Zawsze w sutannie, rozmodlony, umiejący słuchać, pracowity, zadumany - tak o bp. Andrzeju Jeżu 10 lat temu mówili jego parafianie, koledzy i wychowankowie.
Agnieszka Juszczyk,
parafianka z Mościc, pierwszego probostwa bp. Jeża
Wraz z ks. Andrzejem powiało nowym duchem w parafii. Od razu skojarzył mi się z posługującym u nas śp. ks. Recem. Ich wspólną cechą było ojcowskie serce i podejście do ludzi. Ks. Jeż jako proboszcz był autentycznym ojcem parafii – umiał słuchać, emanował ciepłem, już samo to niosło ulgę, choćby nawet nie dało się rozwiązać jakiegoś trudnego problemu. Był gorliwym duszpasterzem. Często widziałam go w konfesjonale i na modlitwie. Pamiętam, że kiedy przygotowywał parafię do wprowadzenia wieczystej adoracji, podkreślał, iż to nie my sami mamy stać się doskonali, żeby w nagrodę otrzymać Jezusa, ale że to Jezus, gdy będzie pośród nas, będzie nas doskonalił. Dwa razy słyszałam tak głęboką ciszę w kościele – gdy umarł Jan Paweł II i gdy ks. Jeż żegnał się z parafią.
ks. Czesław Paszyński,
prezes rocznika święceń bp. Jeża
Od pierwszego dnia w seminarium był bardzo koleżeński i przyjazny, i taki pozostał. Raczej cichy i spokojny, nie zabiegał o szczególne względy przełożonych i profesorów. Odznaczał się pracowitością i sumiennością, chętnie służył pomocą czy to w nauce, czy w zwykłym, codziennym życiu. Na spotkaniach kapłańsko-koleżeńskich uśmiechnięty, z ciętym żartem. Jego wymownym znakiem zewnętrznym była i jest sutanna; może kilka razy w życiu widziałem go w innym stroju, nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek pojawił się „po cywilnemu”. Naszą radość z wyboru łączymy z modlitwą, aby pełnił swoją posługę Kościołowi dla chwały Trójcy Świętej i Bogarodzicy.
Elżbieta Oleksy i Barbara Widomska,
sąsiadki rodziny Jeżów w Limanowej
Jeżowie mieli dużą gospodarkę i obecny biskup poznał dobrze smak pracy w polu. Był zresztą szykowany na gospodarza. Może z tej zażyłości z ziemią zrodziła się jego miłość do przyrody, pracowitość, dokładność i chęć niesienia pomocy. Już jako ksiądz po strasznej powodzi roku 1997 pomagał wywozić ciężki, naniesiony przez wodę muł, do czego nie kwapili się nawet silni mężczyźni. Nigdy się nie wywyższał. Umie słuchać innych i odpowiednio wyrażać swe zdaniem. Spodziewaliśmy się, że zostanie biskupem.
Anna Malik,
emerytowana nauczycielka z Krościenka, pierwszej parafii bp. Jeża
Mój syn był przygotowywany przez ks. Jeża do I Komunii św. Pamiętam, że kiedy wraz z ks. Wiesławem Lechowiczem odwiedzał on domy pierwszokomunijnych dzieci, potrafił nawet z chłopakami pograć w piłkę. Blisko ludzi, bezpośredni w kontaktach, umiał też być bardzo konkretny i wymagający. Mówił piękne kazania, bardzo żywe, nie mające nic wspólnego z suchym wykładem dogmatycznym. Dla uczniów był autorytetem, potrafił ich dyscyplinować, nie podnosząc nawet głosu. W pokoju nauczycielskim błysnął humorem, zawsze życzliwy, ale też jakiś zadumany, jakby myślami przebywał trochę gdzieś indziej.
ks. Kasper Bernasiewicz,
z rocznika kleryków, których ojcem duchownym był bp Jeż
Myślę, że każdy z nas – przygotowujących się do kapłaństwa – ojca Andrzeja bardzo ceni i bardzo wiele mu zawdzięcza. Jako ojciec duchowny szybko zjednywał sobie serca kleryków. On po prostu umiał być blisko każdego z nas. Najpierw poprzez to, że potrafił słuchać, wczuć się w daną sytuację, ocenić ją, a potem ze spokojem, który zawsze mu towarzyszył, dyskretnie podpowiadał, doradzał, wskazywał. Widzieliśmy w nim przyjaciela. Odznaczał się pełnym ciepła podejściem do każdego i rozmodleniem. Myślę, że z tego rozmodlenia czerpał spokój ducha i siłę do podejmowania i rozwiązywania przeróżnych zadań, których nigdy mu nie brakowało. Bardzo się cieszę, że nasz ojciec Andrzej został biskupem. Dla mnie jest to kolejny dowód na działanie Ducha Świętego w Kościele. Jako biskup będzie na pewno dobrze służył ludziom, a my, jego wychowankowie, będziemy go wspierać najlepiej jak potrafimy.