W Uszwi zostanie już na zawsze.
W pierwszą niedzielę Adwentu do kościoła w Uszwi uroczyście zostały wprowadzone relikwie św. Zygmunta Gorazdowskiego, założyciela Zgromadzenia Sióstr św. Józefa.
- Siostry józefitki od ponad 50 lat mieszkają w Uszwi. Na przestrzeni tych lat w różny sposób służyły parafii, pełniąc rolę organistki, kościelnej. Dawniej nawet, kiedy nie było ośrodków zdrowia, była wśród sióstr pielęgniarka - mówi miejscowy proboszcz ks. Jan Kudłacz.
- Wprowadzenie relikwii św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego i umieszczenia ich w ołtarzu jest dla nas okazją do poznania tego wspaniałego patrona. Świętych trzeba znać, żeby ich pokochać - dodaje kapłan.
Ks. Jan Kudłacz, proboszcz w Uszwi, z relikwiami św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego. Beata Malec-Suwara /Foto GośćTo dlatego na ten dzień zaprosił do Uszwi s. Dolores Siutę, postulatorkę w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym ks. Zygmunta Gorazdowskiego. Wie o świętym niemal wszystko. W uroczystości uczestniczyły także inne siostry józefitki, m.in. przełożona prowincji tarnowskiej s. M. Antonia Piekarz.
Ks. Gorazdowski żył w trudnych rozbiorowych czasach. Jako paromiesięczne dziecko ledwie uszedł z życiem w czasie rzezi galicyjskiej. Uratowała go niańka, chowając pod kołem młyńskim, ale nabawił się gruźlicy, która już od początku do końca życia dawała się mu we znaki. Na domiar złego, kiedy miał 8 lat, przeżył śmierć ukochanej babci, 3-letniej siostry, a potem braci: 2-letniego, a zaraz potem 4-letniego. Do cierpienia fizycznego dołączył więc ból rozstań z bliskimi.
Pewnie każdy by się załamał, ale nie on. Chrobra nawet nie przeszkodziła mu wziąć udziału w powstaniu styczniowym, czego nieomal nie przypłacił życiem, dostając krwotoku. Potem zaczął studiować prawo, z czego zrezygnował na drugim roku, słysząc głos powołania. Na dwa tygodnie przed święceniami kapłańskimi choroba nie pozwoliła mu ich przyjąć. Walczył z nią przez dwa lata. Nie załamał się, tylko wołał do Boga, by użyczył mu sił, a całe swoje życie odda na posługę bliźnim. Tak też się stało.
O świętym opowiadała s. Dolores Siuta, postulatorka procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego ks. Zygmunta Gorazdowskiego. Wie o nim niemal wszystko. Beata Malec-Suwara /Foto GośćSiostra Dolores z zapartym tchem opowiadała o wszystkim, czego ten schorowany, ale rozkochany w Bogu ksiądz potrafił dokonać. Kiedy na jednej z placówek, gdzie pracował, szalała epidemia cholery i nawet krewni bali się ciał zmarłych, porzucając je na drodze, on je zbierał z ulicy, wkładał do trumien i organizował katolicki pogrzeb. Nie zaraził się, a jak zaświadczyła jego rodzona siostra jego zdrowie stało się jakby mocniejsze.
Potem trafił do Lwowa. Tam widział mnóstwo ludzi żebrzących na ulicy i straszliwą biedę. Bez grosza w kieszeni zorganizował więc dom dobrowolnej pracy dla żebraków, a potem pierwszy zakład dla nieuleczalnie chorych i ozdrowieńców, w którym ponad setka ludzi znalazła schronienie i opiekę. Z nim związany jest początek Zgromadzenia Sióstr św. Józefa, które w tym dziele pomagały, a potem w kolejnych jak dom samotnej matki (Zakład Dzieciątka Jezus), dzięki któremu uratował prawie 3 tys. dzieci, nie mówiąc już o matkach.
Ale to nie wszystko. Dla ubogich a zdolnych studentów ks. Zygmunt urządził Internat św. Jozafata, dla kapłanów - stowarzyszenie Bonus Pastor (Dobry Pasterz), opracował katechizm, który doczekał się 8 wydań, był inicjatorem Szkoły św. Józefa we Lwowie, wydawał codzienną gazetę katolicką, powołał jeszcze wiele innych stowarzyszeń i towarzystw - dla wdów i sierot, bezdomnych, widział nawet ubogie krawcowe. Swoje trudy ofiarowywał za dusze w czyśćcu cierpiące.
- Popatrzcie, co może jeden schorowany człowiek rozkochany w Bogu - mówiła s. Dolores, wskazując, że siłę i moc czerpał z modlitwy i Eucharystii. Dzięki niej tak wiele zdziałał.
Uroczystość zgromadziła licznie parafian. Beata Malec-Suwara /Foto GośćTłumaczyła, że ks. Gorazdowski nie trafił jednak do Uszwi po to, by go tu zaczęto podziwiać, ale po to, by patrzeć i podglądać, jak można przeżywać swoją chorobę, cierpienie, jak sobie radzić, by ono nie niszczyło, ale uskrzydlało.
- Dzielimy się z waszą parafią tym, co mamy najdroższe, z relikwiami św. Zygmunta Gorazdowskiego. Człowieka, który czerpał moc z Eucharystii i dzięki niej dokonywał rzeczy nieprawdopodobnych. Zostawiamy go, by nikt z was nie powiedział, że jest samotny, opuszczony, że nie ma przyjaciela - dodała.
Opowiadała o cudach i łaskach wyproszonych za przyczyną św. ks. Zygmunta. - Życzę, by również nad wami, nad waszymi rodzinami tu, w Uszwi, pochylił się ten cudowny święty i upraszał u Boga wiele łask i na waszą codzienność emanował swoją miłością - życzyła s. Dolores.
Eucharystia zakończyła się ucałowaniem relikwii i rozdaniem "chlebków św. Zygmunta". Beata Malec-Suwara /Foto GośćKs. Jan Kudłacz umieścił relikwie świętego kapłana w mensie ołtarza. Od pierwszej niedzieli Adwentu pozostanie w Uszwi już na zawsze. Do jego obecności parafię przez ponad 50 lat przygotowywały siostry józefitki, żyjące jego charyzmatem i ideą. Tu podtrzymywały na duchu, karmiły, opatrywały, nie wspominając już o modlitwie. Z tej atmosfery wyrosły dwa powołania z Uszwi do tego zgromadzenia. Jedna z rodaczek posługuje na misjach w Brazylii, druga jest psychologiem w Domu Pomocy Społecznej w Rudzie Różanieckiej.