O adopcji serca i spotkaniu z Benitą opowiadała podczas spotkania opłatkowego Akcji Katolickiej i Rycerstwa Niepokalanej w Brzeźnicy k. Dębicy.
Niezwykłą historię Adopcji Serca i spotkania z adoptowaną Benitą z Rwandy opowiedziała zebranym Danuta Łuszczki z Sokołowa Małopolskiego. Od kilkunastu lat wspiera dziewczynę, wpłacając środki finansowe na jej wychowanie i kształcenie. Półtora miesiąca temu wróciła z tego kraju, gdzie pojechała ją poznać. Do Brzeźnicy zaprosiła ją Magdalena Piękoś, prezes parafialnego oddziału Akcji Katolickiej w Brzeźnicy.
- Poznałyśmy się na spotkaniach dla przedsiębiorczych kobiet "Boski Biznes", które prowadzi Małgorzata Dąbrowska. Odbywają się w kilku miastach. Najczęściej uczestniczyłam w spotkaniach w Dębicy, ale z racji tego, że pracuję w Rzeszowie, zdarzyło mi się być i tam kilkakrotnie i w ten sposób poznać panią Danusię. Wiedziałam, że się przymierza do wyjazdu do Rwandy, więc pomyślałam, że fajnie byłoby się spotkać, żeby opowiedziała nam o swoich wrażeniach - mówi pani Magdalena Piękoś.
Modlitwę poprowadził ks. prał. Kazimierz Gołas. Beata Malec-Suwara /Foto GośćOddział AK w Brzeźnicy jest młody. Powstał w lutym 2018 roku, ale działa prężnie. - Podejmujemy wiele inicjatyw, organizujemy także takie spotkania jak to. Na jednym z wcześniejszych gościliśmy m.in. świeckiego wolontariusza misyjnego z pobliskiej parafii pana Ryszarda Raka, kiedy wrócił z Republiki Środkowoafrykańskiej - dodaje pani prezes.
Danuta Łuszczki z Sokołowa Małopolskiego jest mężatką od 25 lat, mamą pięciorga dzieci i babcią dla dwóch wnuków. Wspólnie z mężem prowadzą firmę, działają w duszpasterstwie dla przedsiębiorców i pracodawców "Talent". Jeden z ich synów - 22-letni Szymon - ma zespół Downa, ale jak mówi pani Danusia, nie zamieniłaby go nigdy w życiu za nikogo innego. Doświadczyła też straty dziecka.
- Bardzo to przeżywałam. Czułam ogromną pustkę i wydawało mi się, że nikt mnie nie rozumie. Kiedy więc natrafiłam w jednej z gazet na artykuł o kobiecie, która opisywała swoją podróż do Afryki, gdzie spotkała się ze swoją adopcyjną córką, pomyślałam, że ja mogłabym podjąć się Adopcji Serca i w ten sposób spróbować pustkę po stracie wypełnić. Mąż zadeklarował wsparcie, więc zadzwoniłam do ojców pallotynów i zgłosiłam chęć adopcji. Tak od kilkunastu lat wspieramy dziewczynkę z Rwandy, Benitę, która stała się częścią naszej rodziny. Wysyłamy do siebie listy, zdjęcia. Jest leworęczna jak nasz syn Bartek - opowiadała pani Danusia.
Nigdy nawet nie myślała o podróży do Afryki. - Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić swoje dzieci i pojechać tam. Taki wyjazd wydawał się zupełnie nieosiągalny. Do zeszłego roku - mówiła pani Danuta.
Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić swoje dzieci i pojechać tam. Taki wyjazd wydawał się zupełnie nieosiągalny. Do zeszłego roku - mówiła pani Danuta. Beata Malec-Suwara /Foto GośćWtedy w Łagiewnikach na pielgrzymce przedsiębiorców i pracodawców spotkała swojego znajomego, który dopiero co z Rwandy wrócił. Kiedy opowiadał o swojej podróży, pojawiła się myśl, że może jednak uda się odwiedzić Benitę. Opowiedziała o tym mężowi, a on na to, że za rok i ona pojedzie do Rwandy, jeśli chce. Przez cały ten czas przygotowywała się do wyjazdu, czytała o tym kraju, próbowała nauczyć się choć kilku słów w języku kyni rwanda.
- Kiedy wylądowałam w stolicy Rwandy - Kigali, miałam ochotę całować tę ziemię. Z Benitą miałam się spotkać następnego dnia. Nie spałam całą noc, a już od rana czekałam na nią. Planowałam, że o wszystko ją wypytam, przytulę z całej siły do serca i nie puszczę - opowiadała.
Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Benita spóźniła się pół godziny, co mogło rozczarować, ale kiedy pozna się tamtejszą kulturę - przestaje dziwić. Ludzie tam zwyczajnie nie noszą zegarków i rzadko przychodzą na czas. Nie wiedziała też, jak się zachować, kiedy ktoś ją przytula. Nikt dotąd tego nie robił. Benita jest sierotą. Jej mama zmarła przy porodzie, ojca nigdy nie poznała. Opiekuje się nią ciocia. Dzieci też nie mogą tam się odezwać bez pozwolenia przy osobach dorosłych, a często nawet i podnieść wzroku. Dodatkowym rozczarowaniem był brak możliwości swobodnego porozumienia się ze względu na trudności z tłumaczeniem.
- W sumie to prawie cały czas płakałam, a Benita z kolei nic nie mówiła. Ożywiła się, kiedy dałam jej album ze zdjęciami, naszymi i jej, z Rwandy i z Polski. Pokazywałam jej naszą rodzinę i nie wypuszczałam jej z objęcia - wspominała pani Danuta.
Panie i panowie z ciekawością słuchali opowieści. Okazało się, że i w brzeźnickiej parafii są tacy, którzy adopcję serca podejmują również od kilkunastu lat. Beata Malec-Suwara /Foto GośćMa niedosyt, że spotkanie trwało zbyt krótko i choć próbowały się jeszcze raz się zobaczyć, nie udało się. Pani Danuta opowiadała też o kraju Benity, o jego historii, także tej trudnej - naznaczonej ludobójstwem, którego pamiętać nikt nie chce, o plantacji herbaty, olbrzymich słoniach, pięknej roślinności i niezrozumiałej biedzie.
Pani Danuta z dziećmi rwandyjskimi, które lgnęły do niej, a ona - jeśliby tylko mogła, adoptowałaby wszystkie. arch. FB AK BrzeźnicaProwadzi też blog, na którym dzieli się nie tylko swoim spotkaniem z Benitą, ale także radościami swojej rodziny i tym, jak zmienił ich Szymon. Poczytacie go tutaj.
O pani Danucie, ale nie tylko, bo okazuje się, że i w brzeźnickiej parafii są tacy, którzy adopcję serca podjęli i mają dzieci w Rwandzie, opowiemy w jednym z najbliższych numerów tarnowskiego wydania Gościa Niedzielnego (5/2020).