Od tego morderstwa minęło 56 lat, a pamięć o wydarzeniu i niewinnej ofierze złożonej na ołtarzu staje się coraz intensywniejsza.
Pamiętam ten dzień – wspomina ojciec Józef Kowalski, pijar pochodzący z Pisarzowej koło Limanowej. Miał wtedy 13 lat. Dziś prawie 70. – Na organistówce w dzień jego śmierci czekaliśmy na lekcję religii. Widzieliśmy ks. Józefa Ruska, naszego proboszcza, który szedł do nas, jak pamiętam, z laską, bo był już starszy. Strasznie płakał. Dla nas to był szok. Nigdy nie widzieliśmy płaczącego księdza. Weszliśmy do salki, on też wszedł, położył laskę na stole i mówi: „Dzisiaj religii nie będzie, bo straszna rzecz się stała”. Przekazał nam wiadomość o śmierci ojca Józefa Górszczyka, pijara, naszego rodaka. Mówił, że został zabity przy ołtarzu. My do domów się rozbiegliśmy, by przekazać tę wieść. Była godzina gdzieś 13, może 14 – wspomina ojciec Kowalski.
To była wstrząsająca, ale i sensacyjna wiadomość. Żyło tym wydarzeniem przez czas jakiś, bez przesady, pół Polski. Służba Bezpieczeństwa długo pilnowała, by na kanwie tego morderstwa, motywowanego nienawiścią do Kościoła i kleru, nie urósł jakiś kult, który by zaszkodził władzy.
Ciosy siekierą
Było tak. W Maciejowej koło Jeleniej Góry, 10 stycznia 1964 roku przed godz. 7, wchodzi do zakrystii wikariusz z miejscowej, prowadzonej przez pijarów parafii, pochodzący z Pisarzowej koło Limanowej ks. Józef Górszczyk. Mszę św. ma odprawiać proboszcz, ks. Marceli Góralczyk, ale prosi młodszego kolegę, by go zastąpił. Ojciec Górszczyk ubiera się w szaty i z ministrantami wychodzi celebrować Mszę św. Kiedy przychodzi do przygotowania darów, a ks. Górszczyk do kielicha nalewa wino, które ma się stać niebawem Krwią Pańską, do kapłana zbliża się Piotr Soroka. Krzyczy coś o tym, że „czarna zaraza” wtyka nos w nie swoje sprawy. – Niech ksiądz ucieka, bo bandyta idzie z siekierą – krzyczy Andrzej Kozłowski, ministrant. Ksiądz Górszczyk kończy nalewać wino i opiera dłonie o mensę ołtarza. Soroka bierze zamach i dopiero wtedy ks. Józef zasłania się rękami. Odruchowo. Wcześniej ponoć, przed przyjęciem pierwszego ciosu, o. Górszczyk patrzył spokojnie i głęboko w oczy bandyty. Otrzymał kilkanaście ciosów. Umiera o 8.40 w miejscowym szpitalu. W 33. roku życia.
Krew na białej albie
Ornat i albę, w której ks. Górszczyk odprawiał tę Mszę św., 9 stycznia przywiózł z Maciejowej ks. Andrzej Bąk, proboszcz z Pisarzowej. Ludzie mówią, że to relikwie. – Proboszcz z Maciejowej, kiedy wypożyczał mi tę gablotę z szatami, położył na dłuższą chwilę na nich dłoń i szepnął: „Ojcze Józefie, pomagaj!” – mówi ks. Bąk. Dzień później odbyły się w Pisarzowej obchody kolejnej, 56. rocznicy śmierci o. Józefa. Dzieci z miejscowej szkoły, która od 1997 roku nosi imię tego zamordowanego księdza, przygotowały program artystyczny. W szkole gościli ojcowie pijarzy, którzy prowadzili tego dnia zajęcia. Potem wszyscy modlili się w kościele parafialnym, w którym umieszczono też nasiąknięte krwią o. Górszczyka szaty. Po Mszy św. złożyli kwiaty na grobie męczennika, który od 1993 roku, dzięki staraniom emerytowanego proboszcza ks. Adama Gula, znajduje się w kaplicy na miejscowym cmentarzu. Na zakończenie prelekcję o śmierci o. Józefa Górszczyka na tle męczeństwa rodziny kalasanckiej wygłosił prowincjał pijarów o. dr Mateusz Pindelski.
Przywilej
Pięćdziesiąt kilka lat temu w czasie pogrzebu o. Górszczyka biskup Urban kreślił obraz tej śmierci w kontekście męczeńskim. Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński pisał, że „krew kapłańska wylana na ołtarzu Krwi Zbawiciela ma swoją wielką wymowę. Przemawia ona przenikliwym głosem do wiernych, czego dowodem są manifestacje żałobne i pogrzebowe. Silniej jeszcze odzywa się Ona do kapłanów, którzy w tym fakcie widzą zespolenie nie tylko sakramentalne, ale i fizyczne z Krwią Najwyższego Kapłana. Taka śmierć jest przywilejem wybranych kapłanów. Rozpoczął ją w Polsce na ziemi rodzinnej umęczony św. Stanisław ze Szczepanowa, umierając na ołtarzu na Skałce”. Jedni uważają, że śmierć ks. Górszczyka to przypadek, zwykła pomyłka. Inni, w tym ks. Andrzej Malicki, biograf o. Górszczyka, widzą motywy polityczne, bo pijar mógł się nie podobać ówczesnej władzy. Okoliczności podpowiadają, że możliwe, iż o. Józef złożył ofiarę zastępczą, za swojego proboszcza, na którego chciał się zasadzić Soroka. Taką hipotezę przyjął ks. Andrzej Orczykowski, chrystusowiec pochodzący z Pisarzowej, który pisał o Górszczyku. Ksiądz Adam Gul, który jest promotorem pamięci o ojcu Józefie, mówi jeszcze o ekspiacji. W Pisarzowej w 1865 roku na plebanii, przez poderżnięcie gardła, ginie niejaka Kociołkowska, gospodyni plebańska. Proboszczem jest ks. Nayduch, którego władze austriackie oskarżają o to morderstwo i osadzają w więzieniu. Na łożu śmierci do morderstwa przyznaje się Józef Uryga. Miał to zrobić na polecenie miejscowego dworu Maurycego Brunickiego, którego ks. Nayduch upomina w sprawie uchylania się od obowiązków kolatorskich. – Sądzę, że w świadomości zbiorowej na długie pokolenia, niczym kod genetyczny, utrwalają się przeżycia z przeszłości – stawiał parę lat temu tezę ks. Adam Gul w rozmowie z „Gościem Tarnowskim”. Śmierć o. Józefa Górszczyka, którego przodkowie „siedzieli” na dworskim, zmazuje coś w rodzaju klątwy, która miała ciążyć nad Pisarzową.
Patron
Ada Kalisz, uczennica Szkoły Podstawowej w Pisarzowej, przyznaje, że jej, jak i innym, postać ojca Górszczyka jest dość dobrze znana. – Mówi się o nim w szkole, mówi czasem w kościele, mówią czasem starsi ludzie – przyznaje. Pamięć żyje, choć nie jest to łatwa pamięć. Szczególnie ta szkolna. – Przez dramatyczną śmierć wydaje się tragiczną i smutną postacią – mówi Magdalena Strzebińska, dyrektor pisarzowskiej szkoły. Funkcjonuje ks. Józef przecież w świadomości społecznej jako ten, którego zabili. – Na szczęście miał wiele wspaniałych cech. Był wykształcony, dobry i skromny, zamiłowany w przyrodzie i turystyce. Do starszych dzieci może przemawiać poświęcenie, trzymanie się reguł, zasad, wierność ideałom. Ksiądz Górszczyk pochodził z bardzo biednej rodziny. Jego przykład pokazuje, że jak się chce, to wiele można, że nie trzeba mieć na starcie wszystkiego, by coś w życiu osiągnąć – mówi pani dyrektor. Zostawił piękny wzorzec osobowy. I ta postać ojca Józefa Górszczyka żyje w świadomości społeczności szkolnej, której od 23 lat jest patronem.
Święty?
– Ojciec Józef Górszczyk został wybrany przez Boga do tego, by być znakiem. Jego śmierć jest wyjątkowa, przemawiająca. Śmierć kapłana przy ołtarzu w głębokim zjednoczeniu z Eucharystią na pewno oddziałuje do dziś na nas wszystkich. Można powiedzieć, że śmierć o. Józefa przemawia, bo jest wstrząsająca. Kiedy jednak przyjeżdżamy do Pisarzowej, widzimy, że dzieje się coś głębszego. Mianowicie, ks. Górszczyk staje się wzorem, przykładem. Miał piękną osobowość, złożył wspaniałe świadectwo wiary. Pisarzowianie są także przekonani, że im pomaga – mówi o. Mateusz Pindelski, prowincjał pijarów. Kiedy udało się ks. Gulowi sprowadzić ciało o. Górszczyka, ludzie zaczęli odwiedzać cmentarz, kaplicę, w której spoczywa. – Dziś też. Wielu uważa, że mamy do czynienia z męczennikiem. Być może ze świętym. Stąd zdarza się, że ludzie nie tylko pamiętają, ale modlą się – mówi mieszkanka Pisarzowej, pani Rosiek. – Za niego? – pytam. – Coraz częściej chyba za jego przyczyną. Proszą go o pomoc – dodaje. Ksiądz Andrzej Bąk, pisarzowski proboszcz, przyznaje, że można mówić o istniejącym kulcie prywatnym. – Są ludzie, którzy uważają, że wiele ks. Górszczykowi zawdzięczają – mówi. Ojciec Pindelski ostrożnie odpowiada na pytanie, czy możliwy jest do pomyślenia proces beatyfikacyjny. – Zbyt wcześnie, by o tym mówić. Jest wiele warunków, które musiałyby zostać wypełnione. Wydaje się jednak, że reakcja wiernych jest czymś, co może mieć decydujący wpływ na przyszłość. Wszystko musi się zmieścić w Bożych planach – mówi o. Mateusz Pindelski.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się