Tak potocznie nazywane są funkcje, które kandydaci do kapłaństwa pełnią w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie.
Koniec pierwszego i początek drugiego semestru w tarnowskim WSD to dla wielu kleryków czas mierzenia się z nowymi funkcjami, które potocznie w seminaryjnym języku nazywa się „oskarami”. Niektóre z nich piastuje się prawie przez całe seminarium aż do połowy VI roku.
- By dobrze zrozumieć, czym one są, trzeba sobie wyobrazić ludzi mieszkających przy Piłsudskiego 6 jako rodzinę, w której wszyscy sobie pomagają, dzielą się swoimi umiejętnościami i talentami począwszy od organizacji sprzątań aż po troskę o zharmonizowanie działań całej wspólnoty. Klerycy uczą się poprzez te funkcje odpowiedzialności za całą wspólnotę - mówi ks. rektor Jacek Soprych. Jak wygląda przyznawanie funkcji? Decydują o tym przełożeni, którzy są także opiekunami poszczególnych roczników. Wybór jest uroczyście ogłaszany podczas spotkania całej wspólnoty.
Konrad Dziedzic z V roku otrzymał „oskara” w kategorii „sprzątanie”. - Organizuję sprzątania na każdy tydzień wyznaczając z kolegami, kto jest za co odpowiedzialny - mówi kleryk. Przed sprzątaniem wyznaczony młodzieniec otrzymuje mopa, wiaderko, środek do toalet, mleczko, płyn do szyb, ług, gąbkę, szmatkę i papier. Bywa, że Konrad bada palcem, czy kurz został starty. - Chodzi przede wszystkim o to, by jakość naszej pracy była jak najwyższa, ponieważ w czystym domu wszyscy się dobrze czują - podkreśla.
Chorymi alumnami zajmują się infirmarze. Jednym z nich jest Dawid Basta z III roku. - Kiedy nim zostałem, to moim zadaniem było noszenie posiłków chorym i sprawdzanie, czy żyją - żartuje kleryk. - Ale mówiąc poważniej, zadaniem infirmarza jest troska o chorych braci, którzy zapadają na grypę, przeziębienia czy różne niedomagania, nie wymagające hospitalizacji. Oczywiście tym, który leczy chorych, jest lekarz, natomiast infirmarze (bo jest nas pięciu) zajmują się ich doglądaniem, kupowaniem lekarstw, rejestracją u specjalistów - wyjaśnia Dawid.
Seminaryjne budynki to setki żarówek. Co zrobić, kiedy się spalą? Czy zawsze musi pojawiać się elektryk spoza domu? - Mamy własnego - śmieje się rektor. Jest nim Dominik Kogut z V roku. - Moimi atrybutami są żarówki, drabina i torba z narzędziami - mówi kleryk. Przed Seminarium skończył technikum elektryczne i już pracował w zawodzie. - Mam uprawnienia do 1000 voltów. Takiego napięcia nie ma w naszym domu, ale od 220 do 400 już jest. Cieszy mnie ten „oskar” elektryka, choć najczęściej wymieniam żarówki. Bywa jednak, że koledzy przyniosą jakiś zepsuty sprzęt, który mogę naprawić. W poważniejszych awariach współpracuję ze świeckim elektrykiem. Kiedy idę wymieniać żarówki, to zawsze koledzy zostawią w podziękowaniu jakiś soczek lub ciastko. Jest to bardzo miłe - mówi Dominik
O innych seminaryjnych „oscarach” przeczytacie w 9 numerze „Gościa Tarnowskiego”, który ukaże się 23 lutego.