Obrazy i figury, niegdyś czczone i uważane za cudowne, dziś są jakby na emeryturze. Z pewnością teraz jest czas, by sobie o nich przypomnieć.
Miejscowość położona 6 kilometrów od Ciężkowic znana jest w Polsce jako miejsce domniemanego pobytu św. Wojciecha. Rząd dusz sprawuje tu jednak Ktoś inny. Kto? – Od wieków ta sama Matka Boża Staszkowska – mówi parafianka Józefa Bartoszek.
A miało być tak, że wieki temu szły przez wieś wozy kupców ciągnące z Węgier do Krakowa. Szlak wiódł obok małego drewnianego kościółka. Przy tej świątyni zwierzęta padły na kolana. Kupcy rozładowali wóz, by im ulżyć. A te dalej na kolanach. Poszli zatem do kościoła. Kiedy wrócili, znów nie udało się poderwać wołów. Wszedł jeden z kupców na wóz, wziął w ręce przedmiot, który tam jeszcze leżał, obraz Matki Bożej zamówiony na południu dla jakiegoś krakowskiego dostojnika, i zszedł z wozu. Woły wstały. Zrozumieli kupcy, że Matka Boża chce tu zostać. Zanieśli wizerunek do kościoła i opowiedzieli historię proboszczowi.
– Obraz od wieków znajdował się w głównym ołtarzu kościoła – informuje ks. Krzysztof Jarmuła, proboszcz ze Staszkówki. Wizerunek ma wymiary 105 cm na 75 cm. Kompozycja dzieła przypomina typ MB Piekarskiej. Z jakichś powodów ludzie upatrzyli sobie to miejsce i przychodzili tu powierzać Matce Bożej swoje sprawy.
– Bp Sołtyk w 1767 roku pisze, że na skroniach Maryi i Dzieciątka są złote korony, a wokół obrazu wiele wotów. Kult był i – trzeba powiedzieć – trwa do dziś – objaśnia ks. Jarmuła.
Ale obraz już nie ten sam. Pożar kościoła w czasie I wojny światowej zniszczył wizerunek. Wydarzenie to nie wygasiło miłości miejscowych i pielgrzymów do Matki Bożej. Zbudowali dla Niej nowy dom, a do niego wstawili wierną kopię dawnego obrazu, namalowaną w 1946 roku przez prof. Dutkiewicza. Ludzie postarali się też o kopię dawnych koron, które nałożono znów na skronie Matki i Dziecka.
– Maryja otacza nas wszystkich płaszczem swej opieki. Tu nigdy nie było większych kataklizmów. A ludzie, ci, którzy polecali się opiece Maryi, otrzymywali wiele łask – mówi Teresa Tubek ze Staszkówki. Józefie Bartoszek o dwóch cudownych zrządzeniach Opatrzności opowiadała kiedyś nieżyjąca już Kunegunda Mentel. – Kiedy zachorowała jej 6-letnia córeczka, a lekarze nie dawali jej szans na przeżycie, modliła się do MB Staszkowskiej. Córka przeżyła, a Kunegunda złożyła jako wotum złote serce – opowiada pani Józefa. To serce do dziś wisi dokładnie pod wizerunkiem Maryi, wśród kilku innych wotów i obok jedynej ocalałej z pożaru korony. – Opowiadała mi też o innym cudzie. Dawno ludzie boso chodzili.
Jedna stanęła na widły, przebiła stopę, a do lekarzy nie chodzili. Wdała się gangrena. Zgorzel zaczęła wędrować w górę nogi. A ranna miała dwoje małych dzieci. Zaczęła prosić MB Staszkowską: „Ratuj mnie dla tych dzieci”. Zmęczona zasnęła. Jak się obudziła, pręga zgorzeli, która dochodziła już do pachwiny, zniknęła całkowicie – wspomina opowieść Kunegundy Mentel Józefa Bartoszek. Podobnych wydarzeń było jednak znacznie więcej.
– Kult MB Staszkowskiej trwa do dziś. Ma charakter lokalny. Przychodzą miejscowi, ale i wierni z sąsiednich miejscowości, zwłaszcza na odpust ku czci Imienia Maryi – mówi Teresa Tubek. – Ludzie wiedzą, gdzie szukać pocieszenia, pomocy i wsparcia – dodaje Józefa Bartoszek.
– Bardzo dużo Mszy św. zamawiają przez wstawiennictwo Matki Bożej Staszkowskiej – dodaje ks. Krzysztof. Na swój sposób Staszkówka jest niebieska, maryjna, na co dzień. Bardzo licznie wierni uczestniczą w nabożeństwach fatimskich. Dziewczęca Służba Maryjna w małej, niewiele ponadtysięcznej parafii to ponad 30 dziewczynek.
– Chcielibyśmy jednak jeszcze bardziej wiązać naszą pobożność z Matką Bożą, dlatego pragniemy np. przywrócić zwyczaj pisania i czytania próśb w czasie nowenny – dodaje ks. Krzysztof Jarmuła. Ludzie trzymają się Maryi mocno. Sami 10 lat temu wyszli z inicjatywą renowacji obrazu, którą chętnie sfinansowali. Dla swojej Królowej.
Tekst ukazał się w "Gościu Tarnowskim" w 2013 roku.