Święty sześć lat temu dosłownie uderzył siostrę Martę Niemiec, służebniczkę starowiejską z Czchowa, w głowę.
Kiedy z Krakowa wróciła do domu zakonnego w Czchowie po pierwszej ciężkiej operacji neurochirurgicznej, św. Józef spadł jej z nieba na głowę. Dokładnie z lodówki. – Była operacja, był w planach konieczny remont domu. Czułam, że pewne sprawy mnie przerastają. Kiedy spadła mi na głowę figurka Józefa, oprócz krwiaka uzyskałam pewność, że on jako patron domu pomoże mi we wszystkich sprawach! Tak się stało – opowiada siostra Marta. Święty Józef intryguje ją swoją skutecznością i sposobami działania. Ma „wielkie znajomości” u Jezusa! – Myślę, że zbyt rzadko wierzący zwracają się do niego o orędownictwo. Z własnego doświadczenia wiem, że św. Józef jest niezmordowany w niesieniu pomocy. W jednych sprawach działa od razu, w innych trzeba czekać dłużej na jego wstawiennictwo, ale zawsze działa – przekonuje s. Marta. Sama zwraca się do niego w różnych, najróżniejszych okolicznościach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.