Otrzymał je w Rzymie od św. Jana Pawła II prawie 40 lat temu. Poszedł tam pieszo. Zresztą nie raz.
Kiedy Ojciec Święty przybył po raz pierwszy do Polski, Włodzimierz chodził do technikum w Brynku. Jan Paweł II odwiedził nawet jego rodzinny Oświęcim. Był w pobliskich Wadowicach, Kalwarii, Krakowie.
- Ten czerwiec 1979 roku przespałem. Nie byłem w żadnym miejscu, które papież odwiedził. Kiedy wyjechał z naszego kraju, poczułem żal do siebie tak silny, że postanowiłem to w jakiś sposób nadrobić i zrehabilitować się. Od razu pomyślałem o tym, żeby udać się do Rzymu. Planowałem pojechać rowerem, ale ostatecznie stanęło na tym, że pójdę pieszo - sięga pamięcią do wydarzeń sprzed 40 lat W. Oleksy.
Tę pieszą wyprawę do Rzymu 19-letniego Włodka i przygotowania do niej opisujemy w tarnowskim dodatku najnowszego numeru "Gościa Niedzielnego". Pielgrzym opowiada nam o ogromnej determinacji, która sprawiła, że pieszo do Ojca Świętego Jana Pawła II wyruszył już w zimie, w styczniu 1981 r., o tym, kto mu pomógł, i co sprawiło, że mimo trudów, momentów zwątpienia, braku pieniędzy i potwornej zimy, dotarł szczęśliwie do celu.
Papież spotkał się z nastoletnim pielgrzymem w Castel Gandolfo. Przytulił go i ucałował. Kiedy dowiedział się, że chłopak jest uczniem, zażartował: "To do Rzymu się na wagary przyszło?!". Fot. Arturo Mari. Reprodukcja Beata Malec-Suwara /Foto GośćSzedł do Jana Pawła II 33 dni, zdany na pomoc innych i Bożą opatrzność. W dzienniczku streszczał każdy dzień. Kiedy dotarł do Rzymu, papież po powrocie z Filipin wypoczywał w Castel Gandolfo. W niedzielę 1 marca 1981 r., po modlitwie "Anioł Pański", nastolatka zaproszono do papieskiej rezydencji.
- W auli nie czekałem długo, a kiedy w drzwiach zobaczyłem uśmiechniętą twarz Ojca Świętego, padłem ze wzruszenia na kolana. Łzy jak grochy leciały na posadzkę. On podszedł do mnie, przytulił mnie, podniósł z kolan i ucałował. Kiedy dowiedział się, że jestem uczniem, zażartował: "To do Rzymu się na wagary przyszło?!". Zwieńczył mój dzienniczek pielgrzyma swoim wpisem z błogosławieństwem - wspomina pan Włodek.
Papieskie buty zaprowadziły pielgrzyma z Powroźnika w wiele świętych miejsc. Beata Malec-Suwara /Foto GośćOd papieża dostał dwie pary butów - letnie i zimowe. Ucieszył go ten prezent. W nich poszedł do bazyliki św. Piotra i tam, trzymając jego figurę za prawą stopę, przyrzekł, że jeżeli Polska będzie krajem wolnym, to przyjdzie pieszo do niego jeszcze raz w 2000 roku.
Pan Włodek pieszo w Rzymie był jeszcze dwa razy. Pielgrzymował także do św. Rity w Cascii, św. Ojca Pio w San Giovanni Rotondo, do groty św. Michała w Monte Sant'Angelo, do Fatimy i Santiago de Compostela, a także do wielu miejsc w Polsce. Poleca samotnie przebyć szlak do św. Andrzeja Boboli w Strachocinie. Beata Malec-Suwara /Foto GośćW Rzymie był od tego czasu wielokrotnie. Pieszo jeszcze dwa razy. W owym 2000 roku i w 2014, idąc na kanonizację papieża Polaka. Pielgrzymował też pieszo do św. Rity (pisaliśmy o tym TUTAJ), św. Ojca Pio, do groty św. Michała w Monte Sant'Angelo, do Fatimy i Santiago de Compostela. Do tych dwóch ostatnich miejsc wędrował 105 dni, pokonując ok. 4500 km. Samotnie pielgrzymował do wielu miejsc w Polsce - do Częstochowy, Kalwarii, kilka razy do św. Andrzeja Boboli w Strachocinie. Ile kilometrów już w ten sposób pokonał? - Nie wiem, ale licznik wciąż jest otwarty - zapowiada.