Stąd pierwszy transport więźniów załadowano w pociąg do piekła. Wyjść z niego mieli przez komin.
W Tarnowie 13 i 14 czerwca odbyły się wydarzenia rocznicowe pierwszego masowego transportu do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Ich organizatorem lub współorganizatorem jest Społeczny Komitet Obchodów 14 czerwca, zawiązany w Tarnowie w ubiegłym roku.
- Miejsce, w którym komitet został powołany, nie jest przypadkowe. To miejsce symboliczne, ze swoistą misją, wynikającą wprost z historycznego dziedzictwa. To z Tarnowa 14 czerwca 1940 r. wyruszył pierwszy transport więźniów do KL Auschwitz, co rozpoczęło tragiczną historię tego największego niemieckiego obozu zagłady. To również w Tarnowie, już 28 sierpnia 1939 r. - w wyniku wybuchu bomby podłożonej przez niemieckich dywersantów na dworcu kolejowym - śmierć poniosło 20 osób. Regularne działania wojenne rozpoczęły się 4 dni później, ale ofiary tego zamachu na pewno nie były ofiarami czasu pokoju - przypomina Piotr Dziża, jeden z inicjatorów powołania komitetu i organizator Festiwalu Niepodległości.
Podkreśla, że pierwszymi ofiarami wojennej hekatomby rozpętanej przez Niemców byli Polacy. - Żadne inne państwo i społeczeństwo nie poniosło w czasie II wojny światowej takich strat procentowych w ludności jak Polska. Polacy byli pierwszymi ofiarami tego obozu, przez pierwsze dwa lata stanowiąc tam zdecydowaną większość przetrzymywanych i mordowanych. Polscy obywatele stanowili także większość ofiar tego gigantycznego miejsca zagłady w całym okresie jego funkcjonowania. Podobnie było w przypadku wielu innych obozów koncentracyjnych, utworzonych na terenie III Rzeszy i na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich - dodaje P. Dziża.
13 czerwca 1940 r. z tarnowskiego więzienia przewieziono 753 więźniów politycznych do żydowskiej łaźni - tam zostali wykąpani, zdezynfekowani i spędzili noc. Wśród nich było kilku polskich Żydów. Od 45 lat w pobliżu tego miejsca stoi Pomnik I Transportu Więźniów do KL Auschwitz.
Wczoraj przedstawiciele różnych organizacji społecznych i samorządowych złożyli przed nim kwiaty. Dziś, 14 czerwca, z tego miejsca na dworzec kolejowy w Tarnowie wyruszył Marsz Pamięci trasą, którą 80 lat temu prowadzono więźniów pierwszego transportu do wagonów śmierci, a więc ul. Wałową (wzdłuż której zawieszono ich nazwiska i zdjęcia), przez pl. Sobieskiego (gdzie umieszczono plansze informacyjne i kopie zdjęć dokumentujących tę gehennę), na dworzec kolejowy, gdzie stoi pomnik z nazwiskami więźniów. W dworcowej galerii BWA można zobaczyć wystawę obrazów nawiązujących do tych wydarzeń.
14 czerwca 1940 r. ostatecznie esesmani załadowali do wagonów śmierci na tarnowskim dworcu 728 Polaków, głównie młodych ludzi, harcerzy, studentów, żołnierzy kampanii wrześniowej 1939 r. i członków podziemnych organizacji niepodległościowych.
Jak przypomina P. Dziża, na czterech przywódców przewrotu wojskowego, który doprowadził do tego, że Tarnów stał się pierwszym niepodległym miastem w 1918 r., aż dwóch zginęło w Auschwitz. To Marian Styliński i Wojciech Piasecki. Uważa, że nie mógł to być przypadek. Pierwszy transport więźniów z Tarnowa do Auschwitz to efekt polityki dywersantów, chcących zniszczyć w Polakach ducha walki, pozbawić ich kręgosłupa i serca do stawiania oporu Niemcom.
- Ten pociąg, który wyjechał z Tarnowa 14 czerwca, więźniowie pierwszego transportu nazwali "pociągiem do piekła" - przypomniała Barbara Wojnarowska-Gautier, była więźniarka obozu w Auschwitz, przewodnicząca Międzynarodowego Społecznego Komitetu Obchodów 14 czerwca.
Więźniowie nie wiedzieli, gdzie jadą, choć złudzeń pozbawiono ich bardzo szybko. "Przybyłych do KL Auschwitz pierwszych więźniów komendant obozu Fritzsch przywitał słowami: »Zdrowi i młodzi mają prawo tu żyć nie dłużej niż 3 miesiące. Wyjście stąd prowadzi tylko przez komin«" (ze wspomnień tarnowianina Eugeniusza Niedojadły, więźnia nr 213).
Ryszard Lis, prezes tarnowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem - Pamięć o Auschwitz-Birkenau, uważa, że więźniom z pierwszego transportu było szczególnie trudno, ponieważ wyróżniali się trzycyfrowym numerem.
- Niektórzy esesmani, gdy widzieli taki numer, dziwili się, że ktoś taki jeszcze żyje. Ci więźniowie czuli się szczególnie zagrożeni. Większość z tych, którzy przeżyli, ratowali się tym, że jechali do innego obozu, a robili to w prosty sposób - ich koledzy pisali listy wywozowe i wpisywali ich na nie. Niektórzy uciekli. Czworo z nich grało w obozowej orkiestrze, kilku było malarzami. Około 20 było u Pileckiego. Byli też sanitariuszami, ratowali kolegów. Ten obóz pod wieloma względami był wyjątkowy i ma wiele niesamowitych wątków - opowiadał pan Ryszard.
Z 728 więźniów przywiezionych 14 czerwca 1940 r. do Auschwitz wojnę przeżyło 298, zginęło 272, a w przypadku 158 los jest nieznany.