Przed II wojną światową była sześciokrotną mistrzynią Polski w konkurencjach alpejskich. Zginęła rozstrzelana 12 września 1941 r. w podtarnowskiej Pogórskiej Woli.
Mowa o Helenie Marusarzównie. Kiedy wybuchła wojna, od razu przystąpiła do struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Była m.in. kurierem tatrzańskim. Aresztowana i torturowana niczego nie zdradziła, nikogo nie wydała. Zginęła rozstrzelana 12 września w Pogórskiej Woli koło Tarnowa. Miała 23 lata. Było to dokładnie 79 lat temu.
Dariusz Jaroń w książce "Skoczkowie. Przerwany lot" opisuje ten dzień i cytuje relacje świadka tego wydarzenia - matki Emilii Zając, która pracowała w polu i zauważyła, że Niemcy przywożą ludzi, by ich zabijać. Kiedy odjechali, podeszła i widziała duży wykopany grób. Nie spała całą noc. "Z samochodu Niemcy wyprowadzili sześć kobiet. Ustawili je dwójkami i prowadzili na miejsce stracenia. Kobiety śpiewały pieśń do Matki Boskiej. Po chwili moja matka usłyszała dwie salwy z karabinu maszynowego. W tym samym dniu wieczorem poszła do lasu. Widok był straszny. Na ziemi resztki kości i mózgu. Dołek był zamaskowany, rozgarnięte mrowisko, a na środku posadzony krzak jałowca. Moja matka, w sposób tylko sobie wiadomy, oznaczyła miejsce nowej mogiły. Po tygodniu do Pogórskiej Woli przyjechał nieznajomy mężczyzna" - cytuje opowieść pani Emilii D. Jaroń.
Torturowana przez Niemców nikogo nie zdradziła. Zginęła, mając 23 lata. Narodowe Archiwum CyfroweTen nieznajomy mężczyzna rozpłakał się nad mogiłą, bo wiedział, że w niej leży jego żona Maria Ziętkiewicz, krakowska nauczycielka. Po Helenkę przyjechał w 1958 r. jej brat Stanisław Marusarz. I znów matka Emilii Zając towarzyszyła mu w spotkaniu przy grobie. Oprócz ziemi, fragmentów kości wziął sosnową gałązkę, bo ona szumiała nad grobem niezłomnej pięknej Heleny.