W Łąkcie rozpoczęto uroczyście nowy rok formacji w kręgach Domowego Kościoła.
W czwartek 24 września w kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Łąkcie odbyło się uroczyste rozpoczęcie nowego roku formacji w Kościele Domowym rejonu łąkiecko-wiśnickiego.
Mszy św. przewodniczył ks. proboszcz Janusz Czajka, a homilię wygłosił ks. Mariusz Ogorzelec, wikariusz w Łąkcie i rejonowy duszpasterz DK. W kazaniu wyjaśnił znaczenie lucernarium, którego istotnym elementem jest zapalenie świecy jako symbolu Chrystusa.
- Będąc chrześcijanami mamy stawać się dla innych światłem. Dawać je i jednocześnie spalać się w tym dziele. W Domowym Kościele to zadanie jest obowiązkiem małżonków względem siebie i rodziców względem dzieci. Dawać innym światło oznacza gotowość świadczenia o Chrystusie, mówienia o Nim i pokazywanie tego w codziennym postępowaniu. Spalać się oznacza być wiernym Bogu, Kościołowi, współmałżonkowi. Z wiernością wiążą się też cnoty wytrwałości i cierpliwości, które są kluczowe do wychowania dzieci - mówił kapłan zachęcając członków DM do życia w kulturze miłości i przebaczenia.
Po homilii nastąpiło przekazanie świec poszczególnym parom DM, które będą opiekowały się swoimi kręgami w rejonie łąkiecko-wiśnickim. Swoją działalność zainaugurowała nowa para rejonowa DM Ewa i Jarosław Janiczek.
Pani Ewa wywodzi się z rodziny do kilkudziesięciu lat żyjącej w DK. - Moi rodzice rozpoczynali tę drogę formacji małżeństw i rodzin w naszym rejonie. Patrzyłam na to najpierw jako dziecko, a później nastolatka. W końcu - szczerze powiedziawszy - miałam dość tych oaz, spotkań. Przyszedł okres buntu i na jakiś czas dałam sobie z DK i Ruchem Światło-Życie spokój. Rodzice na mnie nie naciskali, żebym się „nawróciła”. Zdołali mi jednak wpoić to, że widziałam, gdzie szukać duchowej pomocy, kiedy przyjdą różne problemy. Trzy lata po ślubie postanowiłam wrócić do DK i wciągnęłam w to mojego męża - opowiada pani Ewa.
A ten, jak sam mówi, wywodzi się z rodziny wierzącej tradycyjnie. - Jak większość naszych rodzin - mówi pan Jarosław. Choć w domu nie było religijnych fajerwerków, do 23 roku życia służył przy ołtarzu jako ministrant, a później lektor. - Z żoną, jeszcze przed ślubem, wiele rozmawialiśmy o Domowym Kościele. A kiedy Ewa po trzech latach małżeństwa powiedziała, że będziemy należeli do DK, to trochę się bałem religijnego przesytu myśląc, że DK to jednak dewocja - wspomina pan Jarosław. Okazało się, że tak nie jest. - Owszem jest modlitwa, czas dzielenia się wiarą, ale również okazja do budowania więzi z ludźmi, z podobnymi do nas małżeństwami, rodzinami - mówi mężczyzna.
Pani Ewa przyznaje, że w świadomości ludzi kręgi DK mają etykietkę katolickiej sekty. - A my jesteśmy po prostu ludźmi, którzy chcą być szczęśliwi żyjąc blisko Boga. Czy to jest nienormalne? - pyta. Jej mąż najbardziej ceni wspólny czas na dzielenie się swoimi doświadczeniami podczas spotkań w kręgu. - Jest też dialog małżeński, czas bardzo intymny, kiedy sami bez dzieci budujemy naszą więź - podkreśla pan Jarosław.
Próbą dla rodzin DK był czas lockdownu w związku z epidemią koronawirusa. - Nie można było organizować spotkań, które próbowaliśmy przenieść do internetu, ale mieliśmy świadomość, że jest to tylko namiastka tego, co niesie w sobie bycie razem. To było trudne doświadczenie, bo w DK, w kręgu rodzi się wspólnota osób, które idą w jednym kierunku, a kiedy jednym dzieje się źle, to mogą znaleźć szybko pomoc. Myślę, że moc przyjaźni, życzliwości, polegania na sobie to magnesy DK i jego wielka siła - podkreśla pani Ewa.
W rejonie łąkiecko-wiśnickim jest 7 kręgów DM i 2 pilotowane, czyli takie, które dopiero się zawiązały. Każdy z kręgów skupia od 5 do 7 rodzin.