Św. Jan Vianney opowiadał o człowieku, który godzinami spędzał czas na adoracji. Zapytany, co tyle czasu robi, odpowiadał: „Nic. Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”.
Wspomnianą w tytule gwardią są ludzie, którzy po zaprowadzeniu regularnej adoracji Najświętszego Sakramentu w tarnowskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego podjęli dyżury i czuwają przy Jezusie wystawionym w Najświętszym Sakramencie codziennie od 8.30 do 18.00.
- Jeżeli jest jakaś grupa, wspólnota parafialna, to naturalną sprawą jest formacja tej grupy. Formacja religijna, ale przede wszystkim ludzka. Warto podpowiedzieć coś, opowiedzieć, by nasze człowieczeństwo było pełne, byśmy starali się być po prostu dobrymi ludźmi, bo bez tego starania, każdego z nas, niczego dobrego nie zbudujemy - mówi ks. Kamil Wróbel, który po wakacjach został opiekunem wspólnoty.
Pierwsze spotkanie po długiej przerwie odbyło się w drugiej połowie września. - Dopiero poznaję grupę. Z czasem będziemy szukać właściwych sobie form formacji, współpracy. Chciałbym na przykład, byśmy się wszyscy mogli spotykać na Nieszporach Eucharystycznych - dodaje ks. Kamil.
Do gwardii w parafii pw. Miłosierdzia Bożego należy około 40 osób. Regularnie podejmują czuwanie przed Najświętszym Sakramentem.
Agnieszka Niemiec należy do gwardii od początku. - Razem z nieżyjącą moją mamą przychodziłyśmy na adorację. To moja mama zachęciła mnie do tego. Przychodzę do dziś, a moją godziną czuwania jest 15.00 w soboty. Adoracja zmienia człowieka. Nie działa to jak piorun z jasnego nieba, ale czas, który spędza się z Jezusem, na adoracji, daje większy pokój serca i spokojniejsze spojrzenie na wiele codziennych spraw - mówi Agnieszka.
Adorujący przyznają, że zdarza się, że na adoracji czasem po prostu nie wiadomo co robić. - Kiedy pomodlimy się, kiedy opowiemy Jezusowi wszystko, co nas spotyka, jest czas, że warto nadstawić uszu, bo Jezus mówi cały czas, a w ciszy słychać najlepiej - zapewnia Bożena Wąsik.
- Jak się nie wie, co powiedzieć, to trzeba słuchać. Może nawet najpierw słuchać. Jezus zna serce człowieka. Najważniejsze jest być z Jezusem. Nawet kiedy może zdarzyć się, że nam się nie chce, że nie mamy siły, to zobowiązanie i jego wypełnianie ma swoją wielką wartość, choć czasem ktoś postronny może tego nie rozumieć - dodaje Zbigniewa Osowska.